Smutny los filmowej córeczki Sissi

Helga Jesch jako trzylatka skradła serca widzów III części Sissi. To ona biegła po czerwonym dywanie na Placu św. Marka w Wenecji prosto w ramiona Romy Schneider.

„Chciałabym kiedyś mieć taką córeczkę, jak Ty!”
mawiała Romy do małej Helgi podczas przerwy w zdjęciach

Mała wiedenka dobrze się bawiła na planie. Uwielbiała białą koronkową sukieneczkę, którą miała na sobie jeszcze grając w filmie „Dreimäderlhaus” (1958). Wtedy też w atelier spotkała znów Romy, która przyszła odwiedzić swoją matkę, Magdę Schneider. To było ich ostatnie spotkanie.

Helga Jesch miała krótkie i smutne życie. Odeszła w wieku 33 lat (w 1988 roku). Pozostawiła dwójkę dzieci. Nie była związana zawodowo z aktorstwem. Przeżyła wielką nieszczęśliwą miłość – mąż zostawił ją z dziećmi, co dosłownie złamało jej serce. Po porodzie zachorowała na nerki i przeniosła się do rodziców. Zmarła w szpitalu na zawał serca.

Jej los przypomina życie samej Romy. Obydwie urodziły najpierw syna, potem córkę, rozwiodły się, przeżyły zawód miłosny – i wreszcie – zmarły w nocy zupełnie osamotnione na niewydolność serca. Media piszą, że z powodu złamanego serca. Dosłownie i przenośnie.


Matka Helgi napisała nawet list do córki Romy, Sarah Biasini:
„Chciałam Pani powiedzieć, że nie tylko Pani mama odeszła w takich okolicznościach. Chciałabym tym listem choć trochę Panią pocieszyć”.

Nigdy nie otrzymała odpowiedzi.

„Nasza mama wciąż czuwa nad nami” – ostatnie zdjęcie Helgi Jesch z dziećmi


Kogo grała mała Helga? Cały czas trwają na ten temat dysputy. O śmierci małej Zofii, która przychodzi na świat w II części trylogii, nie wspomina się w ogóle. Stąd przypuszczenie, że mogło chodzić o Zofię. Przeciętny widz, nieznający biografii rodziny cesarskiej, wyszedłby z takiego założenia. W wielu źródłach dotyczących scenariusza dotarłam do informacji, że jednak prawdopodobnie jest to mała arcyksiężniczka Gizela. Historycznie się zgadza. Szkoda, że twórcy tego nie precyzują…

To może kolejny zbieg okoliczności, ale warto o nim wspomnieć:
dnia 29 maja zmarli:
arcyksiężniczka Zofia, pierworodna córeczka cesarzowej Elżbiety (1855-1857)
Romy Schneider (1938-1982)
Karlheinz Böhm (1928-2014)

Wydaje się, że ich losy w przedziwny sposób się splotły…


Ciekawostka w artykule dotyczącym Helgi (Frau im Spiegel):
autorzy twierdzą, że Romy nie czuła się komfortowo podczas kręcenia w Wenecji – uważała, że 54cm w talii to stanowczo za dużo jak na rolę cesarzowej Elżbiety. Podobno obawiała się pokazywać na mieście incognito. Ja jednak dotarłam do zdjęć, które przeczą tej teorii, może to więc zwykła plotka?

Kulisy produkcji trylogii SISSI

Prawdziwa biografia Sisi miała w sobie zbyt wiele tragizmu jak na romantyczną bajkę, która miała zaspokoić powojenną tęsknotę za idealnym światem. Trylogia SISSI dotyczy jedynie krótkiego okresu życia cesarzowej Austrii, pomijając takie wydarzenia jak śmierć jej pierwszej córki Zofii w wieku 2 lat, samobójstwo jej syna Rudolfa w Mayerling czy egzekucję jej szwagra Maksymiliana w Meksyku. Ernst Marischka produkował filmy rozrywkowe i stworzył własny wizerunek Sisi, romantyzując wydarzenia historyczne. Niemniej jednak udało mu się odtworzyć wiele prawdziwych wydarzeń z życia cesarzowej w najdrobniejszych szczegółach. SISSI to historia miłosna, dramat kostiumowy, dramat rodzinny i film historyczny z wieloma ujmującymi małymi epizodami opartymi na zweryfikowanych faktach historycznych.

Te trzy filmy są dziś kultowe, a cesarzowa Elżbieta stała się mitem. Elżbieta sama kultywowała ten mit za życia, a jej nieszczęśliwe życie i tragiczna śmierć również się do tego przyczyniły. Jednak międzynarodową ikoną stała się dopiero w 1955 roku wraz z Romy Schneider jako SISSI z dodatkowym -s. Ernst Marischka dodał drugie -s, być może dlatego, że imię brzmi bardziej swojsko z podwójnym -s, jest łatwiejsze do wymówienia, ale być może także jako wskazówka, że treść filmu jest osnuta na kanwie na postaci historycznej, ale nadal podlega dramaturgicznej interpretacji.

Danielle Willert: Sissi – Die schönsten Bilder aus den legendären Filmen, Sutton Verlag, 2019: 7

Wycięte sceny

Wiosną 1956 roku w Rosenhügel Studios w Wiedniu i wielu historycznych miejscach rozpoczęły się zdjęcia do filmu „Sissi, młoda cesarzowa”. Po kasowym sukcesie „Sissi” sześć miesięcy wcześniej, producent i mistrz za kamerą Ernst Marischka był pewny, że powstanie sequel. Podobno już wkrótce po premierze I części pisał scenariusz do „Sissi II”.

Pre-produkcja filmu okazała się jednak nieco trudna. Z jednej strony dlatego, że trzeba było jeszcze przekonać odtwórczynię głównej roli Romy Schneider, a z drugiej ze względu na proponowany budżet. Ernst Marischka przygotował wstępną listę, począwszy od scenografii, kierownictwa muzycznego, kostiumów i faktu, że film będzie ponownie kręcony w różnych lokalizacjach w Austrii i na Węgrzech.

Co więcej, Marischka planował nakręcić bardzo długi film. Wzorując się na amerykańskim modelu, stworzył prawie trzygodzinny film epicki w stylu hollywoodzkich „Gigantów”, który był wówczas hitem kasowym. Choć „Sissi” odniosła wielki sukces finansowy, Marischka musiał później walczyć o każdą minutę w filmie. Jednak studio i finansiści wciąż byli w nastroju do wydawania pieniędzy na początku zdjęć i dali swoje błogosławieństwo scenariuszowi.

Rezultatem był gigantyczny projekt, jakiego nigdy wcześniej nie widziano w okresie powojennym. Konstruowano powozy, zaprzęgano 40-50 koni, podwojono kostiumy autorstwa głównej projektantki Gerdy Iro (Gerdago), a jubilerzy czekali w gotowości do pożyczania. Schönbrunn stał się miejscem filmowania na kilka tygodni i dlatego nie zawsze był dostępny dla publiczności.

Jednak pod koniec zdjęć i przy zbyt napiętym budżecie studio i finansiści bardzo się martwili, że prawie 3-godzinny film nie przekona publiczności. Byli zdania, że niemieckojęzyczny film o nadmiernej długości nie ma warunków wstępnych dla kasowego hitu. Nie mówiąc już o zwrocie kosztów produkcji.

Ernst Marischka wrócił więc do montażowni i musiał niechętnie skrócić film o prawie 40 minut. Oznaczało to, że pominięto kilka scen, które moim zdaniem były ważne. Studio popełniło ogromny błąd, ponieważ „Sissi, młoda cesarzowa” od razu po premierze osiągnęła szczyt popularności. Wpływy z biletów były nawet wyższe niż w przypadku najbardziej kasowego do tej pory filmu, „Przeminęło z wiatrem” (po uwzględnieniu inflacji). Do tego filmu zresztą jeszcze wrócimy.

*

Wiosną 1957 roku, po tym jak „Sissi, młoda cesarzowa” była z powodzeniem wyświetlana w kinach przez prawie pół roku, rozpoczęły się zdjęcia do największego jak dotąd projektu filmowego niemiecko-austriackiego kina powojennego. W sześciu różnych lokalizacjach. Od Ravello po Wenecję, od Węgier po Grecję i od Wiednia po Salzkammergut. Zdjęcia trwały kilka miesięcy.

Przygotowania do tego gigantycznego projektu okazały się jeszcze trudniejsze niż w przypadku II części rok wcześniej. Chociaż Romy Schneider nie chciała zagrać w trzeciej części, jej ojczym, Hans Herbert Blatzheim, który był również jej menadżerem, twardo negocjował ze studiem i Ernstem Marischką, aby uzyskać większe honorarium dla swojej żony i pasierbicy. Wiedział, że ten film był projektem, który nigdy wcześniej nie został zrealizowany w niemieckojęzycznym świecie.

Po wszystkich negocjacjach z aktorami i ekipą filmową oraz całonocnej pracy nad scenariuszem, do pokonania pozostały już tylko dwie poważne przeszkody.

Pierwszą przeszkodą było ponowne przeciąganie liny z finansistami. Co zupełnie niezrozumiałe z dzisiejszego punktu widzenia, ci niechętni ryzyku ludzie byli absolutnie przeciwni filmowi na taką skalę. Po ciężkich negocjacjach, nerwowych rozmowach i uzyskaniu pozwoleń na kręcenie, Ernst Marischka otrzymał zgodę na realizację swojego scenariusza. Niebagatelną zaletą było to, że Marischka bronił się przed ewentualnymi stratami przed finansistami dzięki własnej firmie produkcyjnej (Emafilm).

Ponownie zaplanowano film z wyraźną nadwyżką długości i ponownie Marischka otrzymał z góry obietnicę, że będzie mógł nakręcić prawie 3-godzinny film. Tak więc, z jedną z największych ekip filmowych tamtych czasów, nadszedł czas, aby rozpocząć Sissi III.

Zaczęli od zdjęć wnętrz w Rosenhügel Studios w Wiedniu i scen w pałacu Schönbrunn. Nakręcono również dłuższe wątki z rolami Nené i brata cesarza Franciszka Józefa, arcyksięcia Maksymiliana. Na przykład, miał być przedstawiony niemalże romans Nené i Franciszka, miała być naświetlona sytuacja polityczna w konflikcie włoskim, a także pokazane bliskie relacje między arcyksiężną Zofią i jej synem arcyksięciem Maksymilianem.

Niestety, sceny te zostały później wycięte…

W oficjalnym zwiastunie zachowały się dwie króciutkie sceny:

Franciszek & Nene
(scena bardzo podobna do tej, w której Sissi wkłada czerwone róże do wazonu)

-Zawsze byłaś bardzo ładna, Nene, ale teraz jesteś nieopisanie piękna.

-Dziękuję za komplement.

-To nie komplement, to prawda.

*

Major Boeckl uczy niemieckiego nową ukochaną, Helenę, grecką ogrodniczkę

-Kocham!

-K o o o c h a m…

-Koooocham, koooocham, nie, nie, mówi się: kocham cię! kocham cię!

-Kocham cię!

-Ona mówi po niemiecku! Ja znam grecki! Ja zwariuję!

***

Po prawie pięciu miesiącach w Wenecji nakręcono ostatnie sceny, które do dziś są przedmiotem wykładów filmowych na uniwersytetach. Sceny z gondolami były bowiem, pod względem technologii kamery, prawdziwym geniuszem niemieckojęzycznego kina lat 50. Warto przy okazji wspomnieć, że kręcono je na początku września, gdy w Wenecji odbywa się słynna Regata Storica. Bardzo sprytnie!

*

Romy i „Wujek Bruno”, autor genialnych zdjęć filmowych

*

Pod koniec zdjęć Ernst Marischka stanął przed tym samym problemem, co rok wcześniej. Chociaż publiczność nie mogła się doczekać III części i chociaż pierwsze dwie części zarobiły miliony, finansiści ponownie byli przeciwni zbyt długiemu filmowi. Po gwałtownych protestach Marischki i ekipy filmowej, prawie 45 minut musiało zostać wycięte.

Oznaczało to, że pominięto bardzo ważne wątki fabularne. Na przykład bardzo niewielu widzów wiedziało, że cesarską wysokością w Trieście był arcyksiążę Maksymilian, ponieważ nigdy nie wymieniono go z imienia. Osobiście muszę przyznać, że choć zawsze najbardziej podobała mi się właśnie III część, to miałam odczucie, że czegoś brakuje, że nie jest tak spójna jak poprzednie części. Zwłaszcza pod sam koniec brak płynnego przejścia między wątkami. Teraz już wiadomo, dlaczego.

Jeśli chodzi o I część SISSI, to na pewno zostało tam wyciętych wiele scen z Peterem Weckiem, młodszym bratem cesarza. Sam aktor często wspominał, że reżyser miał do niego słabość – nieustannie dokręcano nowe sceny, powiększając wątek Karola Ludwika. Jednak ostatecznie zapadła decyzja, że rola ta nie może przyćmiewać Franciszka Józefa…

Był to zapewne słodko-gorzki triumf dla Ernsta Marischki, gdy okazało się, że Sissi III prześcignęła swoje poprzedniczki. Film natychmiast zarobił miliony, był numerem jeden wśród widzów przez wiele tygodni, a nawet został nominowany do kilku nagród i otrzymał dobre noty od recenzentów filmowych.

Dziś usunięte sceny uważane są za zaginione. Zachowało się jedynie kilka zdjęć. Można by z nich nakręcić oddzielny film. Mam nadzieję, że kiedyś się odnajdą. Podobnie jak scenariusz do IV części (za którą Romy miała otrzymać aż milion marek).

*

Na koniec jeszcze jedna ciekawostka, która być może zepsuje niektórym magię przepięknej sceny, w której Sissi zrywa kwiaty na łące. Jeśli ktoś się tego obawia, to można w tym miejscu przerwać lekturę 🙂

*

*

Wszystkie trzy części kręcono późnym latem, a zatem, gdy już nie kwitną narcyzy. Postanowiono zatem… użyć sztucznych kwiatów. Tak! Romy i Karlheinz zbierają sztuczne kwiaty. To mi zresztą bardzo przypomina pierwszą scenę z „Przeminęło z wiatrem”, dokręcaną już na sam koniec, w której Scarlett tak naprawdę trzyma w dłoni sztuczne kwiaty…

Przy okazji: jestem przekonana, że Sissi biegnąca w białej krynolinowej sukni to również silna inspiracja „Przeminęło z wiatrem”.

Prawa autorskie

Za cesarsko-królewską idyllą krył się jednak uporczywy spór, w którym Ernst Marischka nie zachowywał się szczególnie szlachetnie: na początku lat 30. Ernst i jego brat Hubert Marischka, ówczesny dyrektor Theater an der Wien, nabyli sztukę dwóch wiedeńskich pisarzy żydowskiego pochodzenia, Roberta Weila i Ernsta Decseya i wystawili ją jako operetkę pod tytułem SISSY. Produkcja odniosła taki sukces, że amerykańska wytwórnia filmowa Columbia Pictures kupiła prawa i zleciła sfilmowanie sztuki Josefowi Sternbergowi pod tytułem THE KING STEPS OUT.

Marischka chciał odzyskać prawa do swojego scenariusza SISSI w 1955 roku, ale nie udało mu się – a kiedy autorzy zgłosili się po premierze SISSI, po prostu twierdził, że scenariusz nie miał wówczas nic wspólnego ze sztuką. Dopiero proces sądowy w 2015 roku ostatecznie wyjaśnił tę kwestię: zgodnie z ekspertyzą krytyka teatralnego Ludwiga Ullmana, który skrupulatnie porównał operetkę i fabułę filmu, nie było wątpliwości, że scenariusz SISSI był własnością intelektualną Weil i Decseya. Na przykład przebieg pierwszej sceny miłosnej był „niemal słowo w słowo identyczny” w libretcie i scenariuszu filmowym. Przynajmniej potomkowie oszukanych autorów doczekali się orzeczenia sądu…

***

Na podstawie:

Gini Brenner: „DIE MAGIE DER MONARCHIE„. Sissi- Das Magazin zum 65. Jubiläum des Filmklassikers, Berliner Morgenpost, Collector’s Edition, 2020: 17

Danielle Willert: Sissi – Die schönsten Bilder aus den legendären Filmen, Sutton Verlag, 2019: 7

Nieznane wspomnienia o Romy cz. II

Magda Schneider, matka Romy

Magda Schneider „Wenn ich zurückschau…”, Wspomnienia, pod redakcją Renate Seydel, Ullstein Buch, 1992

„Kiedyś twierdzono, że Romy stanowi typowo niemiecki ideał, któremu inne dziewczyny chciałyby dorównać, ponieważ jest to również idealny obraz większości młodych mężczyzn. Twierdzono,  że w Niemczech typ wampa, uwodzicielki, seksbomby nigdy nie mógł zakorzenić się w kinach. Dlatego Romy była możliwa do pomyślenia tylko w Niemczech. Niewątpliwie było w tym trochę prawdy – i myślę, że to całkiem dobre i satysfakcjonujące.

Z drugiej jednak strony to tylko połowa prawdy. Zagraniczne sukcesy filmów Romy prowadzą mnie do innego wniosku. Romy nie uosabia ideału, który obowiązuje tylko w Niemczech czy na przykład w krajach skandynawskich – ludzkie wartości, takie jak naturalność, czystość i ciepło serca, obowiązują na całym świecie. Są trwałe i zawsze mogą liczyć na sympatię, niezależnie od wszystkich ówczesnych mód, niezależnie od tego, czy nazywa się je „dekadencją czy „seksem”.

( Str. 134 )

„W sierpniu 1955 roku rozpoczęły się zdjęcia do SISSI, ponownie pod kierownictwem Ernsta Marischki i ponownie zatrzymaliśmy się w Hotelu Sacher w Wiedniu. Minął rok i świętowaliśmy 17. urodziny Romy.

Gustav Knuth i ja zagraliśmy bawarską parę, księcia Maxa i księżną Ludwikę, rodziców przyszłej cesarzowej Sissi, która poślubi austriackiego cesarza Franciszka Józefa, granego przez Karlheinza Böhma. Parę tę zagraliśmy również w dwóch kolejnych filmach, SISSI II oraz SISSI III, które miały premierę w 1956 i 1957 roku.

Wciąż bardzo dobrze je pamiętam. Przy pierwszym filmie SISSI wszędzie w studiu były tablice z tekstami dialogów dla dorosłych aktorów. Romy naiwnie zapytała, czy może mieć takie tablice. Nie, powiedzieli jej, tak młoda osoba musi nauczyć się tekstu na pamięć. I nauczyła się, bardzo szybko. I już wtedy zrozumiała, że dyscyplina jest najważniejsza w życiu aktora.

Młoda dziewczyna w 1957 roku, która w filmie musi zagrać pełną wdzięku rolę z czasów sprzed przełomu wieków, nie jest tożsama z postacią filmową w życiu prywatnym. Niemniej jednak wielu, którzy znają Romy osobiście, wierzy, że w jakiś tajemniczy sposób prowadzi życie Sissi poza ekranem. Dwie godziny Sissi w kinie – tak. To wspaniałe i satysfakcjonujące dla aktorki, dla każdego uczestnika, choć raz wzruszyć ludzi, zachwycić ich, rozśmieszyć, sprawić, że zapomną o codzienności. To urzekające, gdy reżyser taki jak Ernst Marischka przywraca do życia postacie z tamtych czasów z wdziękiem i w swoim kultowym stylu. Ale Sissi w domu – nie. Przeniesiona do życia prywatnego też byłaby pewnie nienaturalna. Być może wyjaśniłam, co mam na myśli. Kiedy przeglądam grube teczki, w których zgromadzono wiele z tego, co napisano o Romy, moja własna córka wydaje się obcą istotą. Byłoby straszne, gdyby naprawdę była tym cukierkowym stworzeniem rodem z wyobraźni producentów syropu.”

( Str. 146 / 147 )

„Mieliśmy najlepsze wrażenie odniesionego sukcesu, kiedy lecieliśmy na premierę do Madrytu. Kiedy wystartowaliśmy z Frankfurtu, usłyszeliśmy, że syn ostatniego cesarza Austrii, Otto von Habsburg, podróżuje do Madrytu tym samym samolotem. Wybierał się tam, aby wygłosić wykład na temat „Świat po bitwie pod Budapesztem”. Co za zbieg okoliczności, że w tym samym samolocie znalazł się potomek cesarzowej Sissi, którą Romy sportretowała w filmie! Równie dobrze mogłabym przywitać się z moim wnukiem” – powiedziała Romy.

Na lotnisku w Madrycie czekało nas entuzjastyczne przyjęcie. Przylot do Madrytu przyciągnął na lotnisko tysiące Hiszpanów. (…) Muszę przyznać, że nigdy nie doświadczyłam czegoś podobnego. Dwanaście tysięcy krzyczących, popychających się i gestykulujących ludzi rzuciło się w naszą stronę. Zostaliśmy niemal zmiażdżeni przez kordon policji. W budynku lotniska rozentuzjazmowany tłum wybił okna i wyważył drzwi. Personel medyczny musiał wynosić omdlałych, posiniaczonych i rannych ludzi.

Czasami się bałam. Rozentuzjazmowany tłum może być prawie tak samo niebezpieczny jak rozzłoszczony. Romy doświadczyła już tego, że kawałki ubrania zostały zerwane z jej ciała, a ja miałam podobne doświadczenie w wiwatującym tłumie. (…)

Powodem tego wyjątkowego przyjęcia był fakt, że nasz pierwszy film SISSI był wyświetlany w trzech głównych kinach w Madrycie przez 48 tygodni, ustanawiając wyjątkowy rekord. Przez ponad rok był wyświetlany w dziesięciu innych kinach na przedmieściach. Po raz pierwszy niemiecki film odniósł taki sukces w Hiszpanii. Jeden z dyplomatów skomentował nawet: „To, co nie udało się niemieckiemu attaché kulturalnemu od lat, ten film zrobił za jednym zamachem”.

( str. 152 i dalsze )

Gustav Knuth, filmowy ojciec Sissi

Gustav Knuth: „Mit einem Lächeln im Knopfloch„, Fischer Taschenbuch Verlag, 1976

„Nigdy nie przestaje mnie zadziwiać, jakie niewyobrażalne efekty na odległość można osiągnąć jako aktor dzięki filmowi. Na przykład jakieś osiem lat temu spędziłem wakacje w Grecji. Myślałem, że nikt mnie tam nie zna. Ale nic bardziej mylnego! Kiedy stałem z żoną przed Akropolem w Atenach, podziwiając tę szlachetną budowlę, nagle podbiegł do mnie sprzedawca pocztówek, przytulił mnie i obsypał potokiem greckich słów, z których mogłem usłyszeć tylko w kółko: „Papa de Sissi! Papa de Sissi!”. Później powiedziano mi, że trzy filmy SISSI, w których grałem bawarskiego księcia Maxa, ojca Romy Schneider, również odniosły ogromny sukces w Grecji.

A propos Romy Schneider! Kiedy grała Sissi, była taką słodką dziewczyną i dla mnie taką pozostała do dziś. Kiedy spotykamy się gdzieś przypadkiem, zawsze wybucha między nami stara serdeczność.

Kolorowe zdjęcia z trzech filmów SISSI należą do tych filmowych wspomnień, których nie chciałbym przegapić. Po raz kolejny były to filmy ludowe w najlepszym tego słowa znaczeniu. Ernst Marischka, reżyser, wykonał świetną robotę. Stara imperialna era została ponownie przedstawiona w pięknych obrazach. Nie szczędzono wysiłków ani wydatków. I Bóg wie, że to się opłaciło. Wiem, że teraz młodzi koledzy uśmiechają się na myśl o nowej fali filmów…”.

( Str. 137 / 138 )

Peter Weck, filmowy Karl Ludwig, jedyny żyjący aktor z obsady SISSI

Peter Weck „War’s das?„, Amalthea Signum Verlag, 2010

„W 1954 roku grałem w MÄDCHENJAHRE EINER KÖNIGIN i po raz pierwszy byłem filmowym partnerem Romy Schneider. Ona grała młodą angielską królową Wiktorię, ja Henryka Orańskiego, jednego z jej nieszczęśliwych zalotników. Ernst Marischka był odpowiedzialny za scenariusz i reżyserię.

Scena, w której grałem kandydata na męża, została nakręcona w wiedeńskim Hofburgu, z wielkim wysiłkiem i dużą liczbą ludzi. Setki statystów odgrywało rolę dworzan, a na jednym z tronów siedziała Jej Młodzieńczo Śliczna Wysokość, królowa Wiktoria alias Romy Schneider. Oprócz mnie, w ogromnej sali zebrali się Adrian Hoven i Rudolf Lenz, by wymienić tylko kilku adoratorów walczących o piękną królewską rękę.

Ta krótka scena w sali tronowej ciągnęła się przez trzy lub cztery dni. Otoczony przez statystów, po prostu stałem z innymi kandydatami, nie mogąc złożyć wizyty królowej. Zamiast tego zajmowano się oświetleniem, aranżacjami i innymi scenami.

W końcu nadszedł czas na moją scenę: Henryk Orański przed królową Anglii. Uwolniony od bezczynnego czekania, rzuciłem się naprzód, ale, niech to diabli, potknąłem się o moją własną szablę, która trafiła prosto między moje stopy, więc upadłem jak długi przed Romy siedzącą na tronie.

Pomyślałem sobie wtedy: „Moja kariera filmowa dobiegła końca!” i najchętniej zapadłbym się pod ziemię. Ale, ku mojemu zdumieniu, ani ziemia, ani podłoga Hofburga nie rozstąpiły się i nic więcej katastrofalnego się nie wydarzyło. Romy Schneider przyjęła wpadkę z szablą z czarującym uśmiechem. Na szczęście Ernst Marischka również nie był zdenerwowany. Wręcz przeciwnie, w trakcie kręcenia filmu nawet się zaprzyjaźniliśmy. „

( Str. 80 )

„W 1955 roku Ernst Marischka nakręcił swój pierwszy film SISSI z Romy Schneider i Karlheinzem Böhmem. Marischka, którego poznałem w MÄDCHENJAHRE EINER KÖNIGIN i którego nie odstraszyła moja niespodziewana wpadka z szablą, obsadził mnie w roli arcyksięcia Karla Ludwiga, młodszego brata cesarza Franciszka Józefa. Podobnie jak wiele innych kwestii w tej romantycznie przekształconej i humorystycznej wersji filmowej, postać Karla Ludwiga odbiegała od oryginalnego modelu i została w rzeczywistości zafałszowana: miał zostać pokazany sympatyczny młody człowiek, który ubóstwiał młodą Sissi. I to byłem ja.

To były cudowne chwile podczas kręcenia: reżyser Marischka po prostu mnie uwielbiał i codziennie powiększał moją rolę: jeszcze jedna mała scena, jeszcze jedno ujęcie z Romy… W dodatku pani Marischka dawała mi słodycze przy każdej okazji, więc przeszedłem przez ten film radośnie. Potem przyszła premiera w kinie Apollo w Wiedniu. Cóż za rozczarowanie! Niewiele zostało z moich pięknych scen. Zostały wycięte. Dystrybutor filmu uzasadnił to argumentem, że młodszy brat cesarza nie może mieć większej roli niż cesarz Franciszek Józef.

Oczywiście byłem strasznie przygnębiony i zasmucony ponad miarę, myśląc, że mój występ nie spełnił oczekiwań i że w ten sposób moja kariera filmowa dobiegła końca. Romy, z drugiej strony, próbowała we wzruszający sposób podnieść mnie na duchu i zapewniła mnie: „To nie twoja wina! Uwierz mi! To wina dystrybutora! Nie masz się o co obwiniać!”.

Wiedeński dziennikarz i autor książek Georg Markus, z którym się przyjaźnię, zapytał mnie kiedyś, czy w tamtym czasie miałem poczucie, że Romy jest kimś wyjątkowym. Oczywiście, że tak! Romy była naturalna na wskroś i czarowała swoim dziecięcym głosem i była bardzo naturalna. W swojej beztrosce przypominała źrebaka, który brykał podczas sesji i był w ciągłym nastroju do wygłupów. Powściągała ją jedynie matka, Magda Schneider, która niestety zawsze była przy niej i miała ją na oku. (…)

Po oszałamiającym sukcesie SISSI, Ernst Marischka nakręcił jeszcze dwie części z Romy Schneider i Karlheinzem Böhmem jako parą cesarską, ale w tych filmach młodszy brat cesarski nie był już potrzebny w tej historii… „

( str. 188 i dalsze )

Sarah Biasini, córka Romy

Jean- Pierre Lavoignat mit Sarah Biasini: Romy, Edel Germany, 2012 

-Czy pamięta Pani pierwsze filmy, w których zobaczyła Pani swoją mamę?

-Oczywiście, były to filmy SISSI! Musiałam mieć wtedy sześć, siedem lub osiem lat, nie pamiętam dokładnie… Nieuchronnie powiązałam to, co widziałam, z faktem, że na ekranie była moja matka, ale poza tym automatycznie pojawił się pewien dystans. Zwłaszcza, że w SISSI miała zaledwie siedemnaście lat. Więc to było jak patrzenie na młodzieńcze zdjęcia własnej mamy: patrzysz na nią uśmiechniętą, „a więc tak wyglądała, gdy miała siedemnaście lub osiemnaście lat…”. To jest moja mama, a jednocześnie jeszcze jej nie ma. Podchodzi się do tego z dystansem. Mam takie samo wrażenie, gdy patrzę na zdjęcia mojego ojca, gdy był młody. Co więcej, filmy SISSI to nieszkodliwe historie miłosne, a kiedy jesteś małą dziewczynką, dajesz się ponieść historii, marząc o balach, pięknych sukniach i księciu z bajki!

Bardzo szybko po SISSI zobaczyłam CESAR I ROSALIE i oglądałam ten film wiele, wiele razy. Nie oglądałam go co miesiąc, ale oglądałam go prawie co miesiąc! Ten film jest jednym z tych, które znam najlepiej. Podoba mi się w nim wszystko: gatunek, muzyka, historia, dialogi, wszystko! Nawet ówczesna moda, ówczesny Paryż…. Wszystko! Ma się wrażenie, że wtedy wszystko było piękniejsze niż teraz, bardziej stylowe, doskonalsze, bardziej eleganckie…”

(str. 29)

***

Część I.

Zapraszam również do lektury innych wspomnień o Romy.

Nieznane wspomnienia o Romy cz. I

Z okazji 16. urodzin bloga – mam dla Was prawdziwy rarytas: niepublikowane wcześniej w polskim Internecie wspomnienia członków ekipy SISSI o Romy Schneider. Zapraszam do lektury!

Karlheinz Böhm, filmowy Franciszek Józef

Karlheinz Böhm : Suchen, Werden, Finden – Mein Leben, Collection Rolf Heyne, 2008

Filmy SISSI to przede wszystkim naprawdę dobrze nakręcone filmy rozrywkowe. Nawet w Chinach ludzie postrzegają je w ten sposób. Bez SISSI moje życie z pewnością wyglądałoby inaczej. Filmom zawdzięczam przede wszystkim jedną rzecz: moją wielką sławę. Romy Schneider cierpiała przez SISSI przez całe życie. Ja już dawno pogodziłem się z tymi filmami.

Chociaż nie cierpiałem z powodu tych filmów tak, jak Romy Schneider, wciąż byłem głęboko podejrzliwy wobec całego tego szumu, ale miałem nieodparte wrażenie, że wciąż nie pokazałem, na co naprawdę mnie stać.

„Romy Schneider była młodą dziewczyną, kiedy po raz pierwszy spotkaliśmy się i młodą kobietą, kiedy rozstaliśmy się po premierowej trasie III części SISSI. Było wiele spekulacji na temat naszej relacji. Prawda jest taka, że nigdy nie łączyło nas nic poza koleżeńską i przyjacielską relacją. Widywaliśmy się też znacznie rzadziej, niż podejrzewały brukowce, bez ukrytych motywów. Poza kilkoma tygodniami zdjęć i naszymi imprezami premierowymi, widywaliśmy się bardzo sporadycznie, na przykład na ceremonii rozdania nagród Bambi, na balu filmowym lub podobnych okazjach, które były częścią programu promocyjnego filmów SISSI.

Oczywiście rozwinęła się między nami pewna relacja, ale zawsze pozostawałem dla Romy Schneider starszym kolegą, a ona dla mnie niezwykle utalentowaną młodą aktorką. Nigdy nie było między nami czysto prywatnych spotkań.

Podczas zdjęć do SISSI walczyłem o swoje pierwsze małżeństwo. Przez długi czas nie chciałem przyznać, że moja miłość do Elisabeth Zonevy nie ma przyszłości.

Romy Schneider i ja spotkaliśmy się ponownie tylko raz. Było to w 1960 roku w paryskiej kawiarni. Po SISSI przeniosła się do Francji, aby nabrać dystansu i zaręczyła się z francuską gwiazdą filmową Alainem Delonem. Zupełnie dla mnie niespodziewanie – zwierzyła mi się. Delona prawdopodobnie również pociągała płeć męska. Była głęboko nieszczęśliwa i myślała nawet o odebraniu sobie życia.

Zadzwoniła do mnie ponownie, gdy była w Monachium w 1980 roku. Wymieniliśmy dwa lub trzy banalne zdania i pożegnała się słowami „Powinniśmy się jeszcze kiedyś spotkać”. Zmarła rok później, a ja radykalnie rozpocząłem nowe życie. Ona miała wtedy 42 lata, ja 53.”

( Str. 167 )

„Rok 1955 był dla mnie decydujący pod kilkoma względami: urodziło się moje pierwsze dziecko. 5 listopada mój ojciec poprowadził ponowne otwarcie nowo wybudowanej Wiedeńskiej Opery Państwowej po jej zniszczeniu podczas wojny. Zaledwie kilka tygodni później, 22 grudnia, świętowałem premierę SISSI, pierwszego z trzech filmów z Romy Schneider, które wywarły trwały wpływ na moje życie.

Muszę to wyjaśnić w tym miejscu: Tylko dzięki ogromnej popularności i rozgłosowi, jaki osiągnąłem dzięki filmom SISSI, byłem w stanie zwrócić uwagę szerokiej publiczności na sytuację w Afryce w 1981 roku. Dzięki darowiznom powierzonym mojej etiopskiej fundacji „Menschen für Menschen” od tego czasu byliśmy w stanie utorować drogę do lepszej przyszłości dla milionów ludzi, i to pomimo faktu, że od SISSI minęło już ponad 25 lat.

SISSI zaczęła się od oferty austriackiego reżysera Ernsta Marischki, który zaproponował mi rolę cesarza Franciszka Józefa I. Już wcześniej zaangażował do roli tytułowej Romy Schneider, aktorkę, która miała wówczas 16 lat. Nigdy wcześniej nie pracowałem z Ernstem Marischką, ale znałem jego filmy, prawdziwie operetkowe, choć bardzo dobrze zrealizowane. Z Romy Schneider nakręcił już DIE DEUTSCHMEISTER i MÄDCHENJAHRE EINER KÖNIGIN, film o młodej angielskiej królowej Wiktorii.

Zgodziłem się tylko z wahaniem i bardziej za namową mojego agenta. Decydującym czynnikiem była dla mnie znakomita obsada z kolegami takimi jak Gustav Knuth, Josef Meinrad i Vilma Degischer, z którymi występowałem już na scenie w Wiedniu. Za pierwszy film SISSI otrzymałem 35 000 marek niemieckich (50 000 za drugi i 75 000 za trzeci). Nawiasem mówiąc, do dziś nie zarobiłem na SISSI ani centa więcej. Jako wykonawca nie miałeś żadnych innych roszczeń i po prostu nie było czegoś takiego jak prawa do eksploatacji. W latach 50. po prostu nie było telewizji, wideo, DVD ani nawet Internetu. Inni wzbogacili się na filmach SISSI. Przez dziesięciolecia prawa do nich posiadał na przykład handlarz filmami Leo Kirch. Pomimo moich próśb, nigdy nie przekazał darowizny na rzecz mojej etiopskiej fundacji „Menschen für Menschen”.

Romy, wraz ze swoją matką Magdą Schneider, która również zagrała jej matkę w SISSI, i z którą jestem w kontakcie od czasu nakręcenia filmu UND EWIG BLEIBT DIE LIEBE (1954), złożyły inauguracyjną wizytę w moim mieszkaniu w Grünwald. Romy była uroczą nastolatką, a ja miałem już 27 lat. Zwracała się do mnie per „wujku Böhm”, czego natychmiast jej zabroniłem.

Podczas kręcenia filmu dogadywaliśmy się, mówiąc dykcją Magdy Schneider, „wspaniale”. W SISSI przedstawiono wszystkie rejestry wielkich emocji, od przypadkowego spotkania i zaskakujących zaręczyn Franciszka Józefa i Sissi, po huczne wesele, które Ernst Marischka zainscenizował tak wspaniale, że Hollywood nie mogło zrobić tego lepiej.

Po tym, jak przez długi czas były odrzucane jako kicz przez pewną część krytyków, filmy SISSI znalazły się wśród 500 najważniejszych w renomowanej nowojorskiej bibliotece filmowej od lat 70., również ze względu na fantastyczne zdjęcia operatora Bruno Mondiego, który wyznaczył standardy, które są nadal aktualne na całym świecie dzięki wspaniałym ujęciom krajobrazów. Ale jestem szczególnie zadowolony, że filmy SISSI są obecnie uważane za dobro kulturowe na całym świecie i są rozpoznawane za to, czym są: filmami rozrywkowymi dobrze nakręconymi w najdrobniejszych szczegółach „.

( str. 137 i dalsze )

„Po gigantycznym sukcesie pierwszego filmu SISSI, nieuchronnie – a raczej: zgodnie ze zdrowym rozsądkiem – musiała powstać jego kontynuacja. W filmie SISSI, MŁODA CESARZOWA, po hucznym weselu, codzienne życie powróciło do pary cesarskiej. Konflikty z teściową, ucieczka Sissi do Bawarii, jej pojednanie z Franciszkiem, a także koronacja Sissi na Węgrzech – druga część SISSI mogła być tak pełna konfliktów, ale była nie mniej genialnie zainscenizowana przez Ernsta Marischkę.

Zwłaszcza sceny koronacji na Węgrzech zdecydowanie mogą konkurować z wielkimi hollywoodzkimi eposami. Romy zmieniała suknie ponad dwadzieścia razy, co odpowiadało historycznej garderobie cesarzowej Elżbiety w najdrobniejszych szczegółach.

Tuż przed Bożym Narodzeniem, 19 grudnia 1956 roku, na ekrany kin wszedł film SISSI, MŁODA CESARZOWA i znów świętowaliśmy ponad miarę. Byłem bardziej zajęty niż kiedykolwiek w moim życiu, przechodząc od jednego spotkania do drugiego, kręcąc w międzyczasie dwa kolejne filmy… „

( Str. 147 )

„Ze względu na sukces pierwszych dwóch części trylogii SISSI, Romy Schneider dojrzewała w szybkim tempie. Była teraz ambitną młodą aktorką, ale nie mogła i nie chciała pogodzić się z okolicznościami towarzyszącymi sławie. Bardzo cierpiała z powodu zaszufladkowania rolą Sissi.

Dlatego przez długi czas nie zgadzała się na ponowne wcielenie się w rolę młodej cesarzowej Austrii w III części. Ostatecznie przekonała ją jej matka Magda Schneider – i prawdopodobnie także jej ojczym, Daddy Blatzheim, który wynegocjował z Ernstem Marischką znacznie wyższe honorarium niż za pierwsze dwa odcinki. Byłem znacznie mniej ambiwalentny niż Romy i powiedziałem w wywiadzie: „Chodzi o kręcenie dobrych, moralnych filmów, które uszczęśliwiają ludzi”.

Zdjęcia trwały nie dłużej niż osiem tygodni i jak zawsze były świetnie przygotowane. Kręciliśmy w niesamowitych sceneriach i najpiękniejszych krajobrazach w Europie. La Scala w Mediolanie została dla nas oczyszczona, a nawet Plac Świętego Marka w Wenecji został zamknięty na wiele godzin na potrzeby sceny, w której Sissi mogła ponownie trzymać w ramionach swoją córkę, małą Giselę, po długich miesiącach choroby.

Dokładnie dwa lata po światowej premierze SISSI, świętowaliśmy premierę trzeciej części na krótko przed Bożym Narodzeniem 1957 roku. SISSI III ponownie okazała się niesamowitym sukcesem.

Wkrótce potem Romy dała nam jasno do zrozumienia, że nie będzie z nią IV części. Dwa lata później przeniosła się do Paryża i zaręczyła z francuskim gwiazdorem filmowym Alainem Delonem. Najwyraźniej cierpiała na SISSI przez całe życie. „

( Str. 153 )

„Dzięki SISSI Ernstowi Marischce udało się nakręcić filmy, które trafiły w aktualne czasy. Dziesięć lat po zakończeniu II wojny światowej, ludność radziła sobie lepiej ekonomicznie. Pojawił się pewien dobrobyt, który później zostanie nazwany cudem gospodarczym. Był to koniec okupacji. W Austrii traktat państwowy ustanowił niepodległość kraju. Niemniej jednak, istniała już pewna tęsknota za „starymi dobrymi czasami”. Ale to musiało leżeć daleko w przeszłości i nie powinno być w żaden sposób kojarzone ze strasznym reżimem narodowego socjalizmu. Tęsknota ta mogła być prawdopodobnie w pełni zaspokojona przez romantyczną filmową opowieść o miłości Sissi i Franciszka Józefa – również lub właśnie dlatego, że film ten nie miał nic wspólnego z dużo mniej romantyczną prawdą historyczną o cesarzowej Elżbiecie i cesarzu Franciszku Józefie I.

I tak wszędzie, gdzie się pojawialiśmy, pojawiał się niesamowity entuzjazm, na przykład na 5. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie, Berlinale, w czerwcu 1955 r. Kurfürstendamm był udekorowany flagami uczestniczących narodów. Reprezentowaliśmy Austrię. Kiedy podjechaliśmy przed Wiedeńską Scenę Filmową, stanęliśmy przed prawdziwą ścianą fotografów i reporterów, jak to często robiliśmy później, a setki fanów entuzjastycznie wykrzykiwało nasze imiona, mimo że SISSI nie było jeszcze w kinach.

Tysiące ludzi wiwatowało na wspaniale zainscenizowanej światowej premierze SISSI w Apollotheater w Wiedniu 21 grudnia 1955 roku, a dzień później na nie mniej efektownej niemieckiej premierze w Monachium. W tamtych czasach premiery kinowe były zdecydowanie eleganckimi wydarzeniami, panowie pojawiali się w marynarkach i muszkach, panie w długich sukniach wieczorowych, zarówno aktorzy, jak i goście premiery.

Wraz z niezwykłym sukcesem SISSI w Niemczech i Austrii, nasz „triumfalny pochód” przez Europę był nie do zatrzymania i przybrał absurdalne formy, zwłaszcza w Grecji i Hiszpanii. Raz po raz dochodziło do groteskowych sytuacji, w których rzeczywistość mieszała się z iluzją. Zostaliśmy przyjęci tak, jakbyśmy faktycznie byli członkami europejskiego rodu królewskiego, na przykład, gdy byliśmy prowadzeni przez miasto z eskortą policji podczas premiery SISSI w Atenach, a ludzie wiwatowali nam tak, jak zwykle robili to tylko dla swojego wówczas wciąż popularnego króla Pawła I.

W królewskim „Club Nautico” w marinie w Atenach odbyło się uroczyste przyjęcie, na którym złożyliśmy wizytę królowi Pawłowi I i jego córce Zofii. Księżniczka, która podobnie jak Romy miała siedemnaście lat, rozmawiała ze mną doskonale po niemiecku – jej babka była księżniczką pruską. Jednak prawdziwa rozmowa nie mogła się odbyć z powodu ścisłego protokołu dworskiego.

Lata później – towarzyszyłem ojcu na koncercie Orkiestry Filharmonii Wiedeńskiej w Madrycie – ta sama Zofia, późniejsza żona przyszłego króla Hiszpanii, przypomniała mi o tym spotkaniu w Atenach, które zapamiętała jako szczególnie miłe. Byłem zażenowany, że nie mogłem go sobie przypomnieć. Chyba nawet się zaczerwieniłem.

Podczas premiery SISSI – MŁODEJ CESARZOWEJ, w Madrycie panowała taka wrzawa, że po raz pierwszy w życiu poczułem śmiertelny strach. Podczas lotu do stolicy Hiszpanii siedzieliśmy dość daleko z tyłu w czterosilnikowym samolocie śmigłowym Lockheed Constellation Lufthansy, najnowocześniejszym samolocie na świecie w tamtym czasie. Za nami siedział elegancki dżentelmen z wąsem. Steward poinformował nas, że był to arcyksiążę Otto von Habsburg, człowiek, który, gdyby czasy na to pozwalały, zostałby cesarzem Austrii. Zagrałem więc jego pradziadka jako cesarza Franciszka Józefa I w filmie.

Tuż przed przylotem do Madrytu poinformowano nas, że czeka na nas delegacja i dlatego powinniśmy wysiąść z samolotu jako ostatni. Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem, że lotnisko – choć niezbyt duże – było pełne ludzi. Romy i ja byliśmy rozbawieni tym, jak popularny był Otto von Habsburg jako obalony cesarz w Hiszpanii generała Franco.

Jak bardzo myliliśmy się w naszych przypuszczeniach, okazało się zaledwie kilka minut później. Otto von Habsburg zniknął nierozpoznany w tłumie. Kiedy Romy i ja pojawiliśmy się na szczycie trapu, wybuchły nieopisane wiwaty. Wciąż pamiętam dźwięk rozbijanych okien i obraz masy krzyczących ludzi, pędzących w naszą stronę.

Gdy dotarliśmy do podnóża trapu, zostaliśmy przejęci przez tłum, nasz bagaż podręczny został nam wyrwany i przedzieraliśmy się przez tłum do czekającego Rolls Royce’a. Romy płakała ze strachu, a ja miałem mdłości.

Jazda do miasta stała się prawdziwą procesją triumfalną. Trzy tysiące członków Madryckiego Klubu Vespa eskortowało nas na swoich skuterach i próbowało podjechać jak najbliżej, wykonując lekkomyślne manewry. Setki prywatnych samochodów odjeżdżały od nas i jechały za nami. Z pobocza dopingowali nas machający austriackimi flagami Hiszpanie, a kiedy w końcu dotarliśmy do hotelu, musieliśmy pokazać się na balkonie. Później dowiedzieliśmy się, że na lotnisku byli ranni. „

( str. 157 i dalsze)

***

Część II.

Zapraszam również do lektury innych wspomnień o Romy.

Recenzja „Cesarzowej Elżbiety” B. Hamann

Tej pozycji właściwie nie trzeba przedstawiać. To de facto pierwsza kompletna biografia cesarzowej – praca naukowa oparta na mnóstwu oryginalnych źródeł, bodaj pierwsza naprawdę znana i rzetelna biografia (od czasów przedwojennej książki Egona Cortiego, której jednak nie sposób nazwać obiektywną).

„Cesarzowa Elżbieta”

Brigitte Hamann

tłum. Jan Koźbiał

Państwowy Instytut Wydawniczy

***

Brigitte Hamann, zmarła przed kilku laty historyczka , miała na swoim koncie wiele równie ciekawych książek historycznych, ale ta wydaje się zdecydowanie najbardziej znana. Uwielbiam jej kwiecisty styl zarówno w tej książce, jak i licznych wywiadach, jakich udzielała przede wszystkim w związku z cesarzową.

Jako ciekawostkę dodam, że książka została napisana jeszcze w 1981 roku, ale w Polsce po raz pierwszy ukazała się dopiero w 1999 roku.

„Wykorzystane w niniejszej biografii nieznane źródła ukazują nowy wizerunek cesarzowej, pod wieloma względami sprzeczny z wizerunkiem tradycyjnym (ukształtowanym w biografii autorstwa E. C. C. Cortiego z 1934 roku).  […] Moje wątpliwości, czy te wszystkie prywatne i osobiste sprawy mogą być podane do publicznej wiadomości, urastały chwilami do takich rozmiarów, że zastanawiałam się, czy nie przerwać pracy nad tą biografią. Nie ulega bowiem wątpliwości, że zawarte tu informacje wielu mogą dotknąć, nie tylko bowiem kwestionują, le wręcz burzą piękny pomnik Elżbiety”.

Dziś już biografia uchodzi za klasyczną i nie budzi tylu emocji. Kiedyś natomiast, gdy wiedza przeciętnego zainteresowanego opierała się na przedwojennej biografii Cortiego i trylogii Sissi, z całą pewnością była wręcz szokująca dla wielu. Sugeruje to też tytuł oryginału Kaiserin wider Willen – Cesarzowa wbrew woli. Autorka wykonała wręcz tytaniczną pracę naukową, opierając się w dużej mierze o nieznane w trakcie pisania biografii źródła historyczne. Koniecznie należy też wspomnieć o dotarciu przez B. Hamann do nieznanych wówczas listów oraz wierszy Elżbiety.

Biografię czyta się bardzo gładko, co jest niewątpliwą zasługą autorki i tłumacza. Ogromnym plusem, oprócz wartkiego stylu oraz pieczołowicie przygotowanej bibliografii, ogromnym plusem jest sama oprawa graficzna polskiego wydania. Co kilka lat ukazuje się w nieco zmienionej formie, ale zawsze w doskonałym stylu (choć może osobiście zmieniłabym czcionkę treści książki). Przepięknie zszyta, solidna, na śnieżnobiałym papierze, okraszona kolorowymi ilustracjami na papierze kredowym (mogłoby ich być wprawdzie nieco więcej, ale taka liczba jest wystarczająca). Stary styl w najlepszym tego słowa znaczeniu (choć zapewne nie wszystkim musi się podobać).

Trzeźwy, obowiązkowy „urzędnik” cesarz Franciszek Józef oraz nieortodoksyjna, superinteligentna, bujająca w obłokach cesarzowa Elżbieta – są jak plus i minus, jak dzień i noc: elementy sprzeczne, a zarazem wzajem się warunkujące. Jedno było dla drugiego nieszczęściem. Oto prywatna tragedia u steru rozpadającej się monarchii w epoce fin de siecle’u.

Przyznam, że książkę poznałam przed laty w formie… audiobooka, a potem jako mocno nadgryziony czasem egzemplarz biblioteczny (który był właściwie nieuchwytny w bibliotece uniwersyteckiej!). Nowe wydanie jest absolutnie przepiękne i zachęca do lektury samym swoim wyglądem.

Lektura obowiązkowa dla wszystkich Fanów Sisi – zarówno tych, którzy już ją przeczytali, jak i tych, którzy lekturę mają już za sobą. Dodam jednak, że warto również sięgnąć również po nową serię biograficzną Martiny Winkelhofer, która uzupełnia tę kanoniczną wersję i nieco z nią polemizuje.

Za przepiękny egzemplarz recenzyjny serdecznie dziękuję Państwowemu Instytutowi Wydawniczemu!