Artykuł Agaty: Mayerling cz.3

Post napisany przez Agatę

 

Tragedia w Mayerlingu

 

Na podstawie „Towarzyszki cesarskich śniadań”

Philippa Vandenberga

Cz.III (ostatnia)

 

Obawy Stefanii nie były nieuzasadnione, gdyż arcyksiążę również przy innych osobach ze swojego otoczenia wspominał o ewentualności swojej przedwczesnej śmierci. Mówił jednak o tym z typowym dla siebie cynizmem, więc nigdy nie było wiadomo, czy sam traktuje swoje słowa poważnie. Przede wszystkim jednak osoby znajdujące się w bliskich relacjach z następcą tronu zadawały sobie pytanie, czy widowisko, jakie odgrywa, znajdując się w stanie ciężkiej depresji lub zupełnego upojenia alkoholowego, wciąż jeszcze mieści się w ramach normalności. Oto komentarz cesarskiego adiutanta Alberta von Margutti dotyczący wiosennej parady w 1887 roku: „Z pewnością dorodny i piękny mężczyzna, któremu generalski mundur doskonale pasował; przez cały czas panował też nad swoim pełnokrwistym rumakiem, a mimo wszystko wyglądał na zmęczonego, znudzonego i nieobecnego duchem… Nie zamienił ani słowa z żadnym z oficerów sztabowych, nawet z żadnym z obecnych generałów, tylko tępo wpatrywał się w pustkę. Nagle całą swoją uwagę skupił przez kilka minut na rozbryzganych na swych butach

drobinach błota – poprzedniej nocy spadł obfity deszcz. Ujeżdżacz dworskich koni zsiadł na jego rozkaz z konia i bezzwłocznie wyczyścił kawałkiem juty błyszczące buty i brzeg spodni z lampasami. Gdy skończył, arcyksiążę przybrał z powrotem tę samą zmanierowaną pozę niedbałości i znów wpatrywał się w dal. Gdy pojawił się Franciszek Józef, jaka to była różnica! Przy swoim ojcu Rudolf wyglądał jak jakiś zupełnie wyczerpany człowiek. Zazdrosny Rudolf, który kazał szpiegować swoją żonę, nie wiedział, że sam znajduje się pod stałą obserwacją cesarsko-królewskiej tajnej policji, a nawet że Mizzi, „jego osobisty ujeżdżacz” (jak pogardliwie nazwał kochankę arcyksięcia jeden z dworskich urzędników), miała konszachty z prezydentem wiedeńskiej policji, baronem Franzem Kraussem. Zleceniodawcą całej tej szpiegowskiej akcji, trwającej aż do ostatniego dnia życia Rudolfa, był cesarz Franciszek Józef, któremu własny syn dawno wyrwał się spod kontroli. Dwie zasadnicze przyczyny skłaniały cesarza do narzucenia niczego
nieświadomemu arcyksięciu towarzystwa policjantów. Franciszek Józef martwił się o utrzymanie monarchii, a arcyksiążę Rudolf nie dawał w tym względzie żadnej gwarancji. Pisywał pod pseudonimem artykuły, w których ostro krytykował reakcyjną politykę rządu premiera hrabiego Eduarda Taaffe, serdecznego przyjaciela swego ojca, i wcale nie ukrywał, że jego zdaniem lata monarchii są już policzone. Z drugiej strony cesarz obawiał się towarzystwa, w jakim obracał się jego syn, a stała obserwacja miała jednocześnie chronić Rudolfa przed nim samym.
W wiedeńskim prezydium policji istniała nawet odrębna teczka pod nazwą: „Akta Rudolfa”. Odnotowywano w niej każde jego działanie poza własnym domem. Śledzono także życie intymne arcyksięcia. Informacje, jakich Mizzi udzielała baronowi Krausowi i cesarsko-królewskiej tajnej policji, pokazują, jak głębokie były zaburzenia psychiczne następcy tronu od roku 1886, w którym spotkali się po raz pierwszy. Mizzi twierdziła, że
Rudolf był właściwie impotentem, a stan ten mógł przezwyciężyć tylko przy pomocy ogromnych ilości szampana. Potwierdza to pewna wzmianka we wspomnieniach Stefanii, która mniej więcej w tym samym czasie zauważyła, że jej mąż często pije dużo szampana. W1888 roku – według informacji udzielonej tajnej policji przez Mizzi Caspar – arcyksiążę po raz pierwszy ujawnił jej swój zamiar wspólnego rozstania się z życiem przed Świątynią Huzarów* w Módling. Zupełnie poważnie proponował jej śmierć przez zastrzelenie się. Gdy tajne służby dowiedziały się o tym niezwykłym zachowaniu, jeszcze bardziej wzmocniono obserwację Rudolfa. Od tej pory agenci obserwowali nawet skoki w bok jego cesarskiej wysokości, w tym ostatnie spotkanie z Mizzi Caspar tuż przed tragedią w Mayerlingu. Funkcjonariusz tajnej policji Florian Meissner w swoim ostatnim raporcie napisał: „W poniedziałek, 28.1.1889, A.R. był u Mizzi do 3 nad ranem, wypił bardzo dużo szampana, dał dozorcy 10 guldenów napiwku. Gdy żegnał się z Mizzi, zachował się inaczej niż zwykle, gdyż uczynił na jej czole znak krzyża. Od Mizzi pojechał (bezpośrednio?) do Mayerlingu”. Z protokołu wynika, że po tym, jak arcyksiążę Rudolf opuścił dom Mizzi, Meissner w celu zdobycia najświeższych informacji przeprowadził rozmowę zarówno z nią, jak i dozorcą domu. Do dziś nie jest jasne, jaką rolę w owej grze agentów odgrywała tak naprawdę hrabina Larisch. Później w odniesieniu do arcyksięcia Rudolfa stwierdziła: „Miał nade mną hipnotyczną władzę i czułam bezwolnie, że muszę spełnić każde jego życzenie”. Przyczyny owego…
* Ta klasycysryczna budowla wzniesiona w 1813 roku ku czci poległych w bitwie z wojskami napoleońskimi pod Aspern jest pierwszym austriackim pomnikiem wojennym. Znajduje się na wzgórzu kilkanaście kilometrów na południe od Wiednia.

oddania hrabiny arcyksicciu szukać należy raczej w jego finansowych niż hipnotycznych możliwościach. Maria Larisch była zadłużona wobec arcyksięcia na wysokie sumy i z tego właśnie względu była mu bardzo zobowiązana. Z drugiej strony jednak, gdy tylko Rudolf 28 stycznia 1889 roku zniknął z Wiednia razem z Mary Vetserą, natychmiast skontaktowała się z szefem policji Kraussem. To nie matka zaginionej baronówny, Helena Vetsera, lecz właśnie hrabina Larisch złożyła zawiadomienie o jej zaginięciu. To pozwala bez wątpienia przyjąć, że Maria Larisch pozostawała w kontakcie z szefem policji Kraussem, nawet jeśli nie przyznaje się do tego we wspomnieniach. Arcyksiążę domyślał się co prawda, że jest śledzony na polecenie ojca, jednak sądził, że stoją za tym powody polityczne – miał się więc na baczności. Jednak ze szpiegowskich działań swojej kuzynki, a przede wszystkim Mizzi, zupełnie nie zdawał sobie sprawy. Przy Mizzi czuł się swobodnie i nie ukrywał przed nią swoich politycznych poglądów. Z protokołu tajnej policji: „Arcyksiążę powiedział Mizzi, że sra na rząd i to Franek (Franciszek Ferdynand*) powinien dalej robić historię”. Można sobie wyobrazić, jak taką wypowiedź musiał przyjąć cesarz Franciszek Józef.
Zamordowanie Mary Vetsery przez Rudolfa i jego własne samobójstwo od początku próbowano uzasadnić nieudanym spiskiem przeciwko cesarzowi Franciszkowi Józefowi. Spekulacje te opierały się na wątku tajemniczej obitej materiałem kasetki z listami i dokumentami, którą Rudolf w niedzielę, na kilka dni przed popełnieniem samobójstwa, oddał na przechowanie hrabinie Larisch. Hrabina miała ją następnie wręczyć tej osobie, która zgłosi się do niej, podając hasło: R.I.U.O. Nad znaczeniem tego hasła wielu łamało sobie już głowę, jednak nie da się udowodnić słuszności żadnego z proponowanych rozwiązań. Wiadomo natomiast, że Rudolf uwielbiał tego rodzaju zagadki. Pannie Vetserze podarował żelazną obrączkę z wygrawerowanymi literami I.L.V.B.I.D.T. Z początku nawet Mary nie wiedziała, co to znaczy, później jednak ujawniła swojej nauczycielce gry na pianinie znaczenie owego skrótu: In Liebe vereint bis in den Tod (Miłością połączeni aż do śmierci). Jeśli dać wiarę relacji hrabiny Larisch – a późniejsze wypowiedzi świadków potwierdzają istnienie takowej kasetki – to wiąże się z nią niezwy-

* Bratanek cesarza Franciszka Józefa, późniejszy następca tronu, zastrzelony w Sarajewie w 1914 roku.

kle tajemnicza historia. W dniu pochówku arcyksięcia w kaplicy kościoła Kapucynów pani Larisch otrzymała przez posłańca list, niespełniający formalnych wymogów korespondencji, napisany ołówkiem i bez nazwiska nadawcy, o następującej treści: „Jeśli
Pani nie boi się i chce być wierna słowu, które Pani dała komuś, kto już nie żyje, proszę przynieść »wiadomą rzecz« dziś wieczorem o wpół do jedenastej na promenadę pomiędzy placem Schwarzenberg a Heugasse. Proszę zachować milczenie, od tego zależy honor zmarłego. R.I.U.O”. Hrabina Maria Larisch kazała woźnicy, by zawiózł ją na plac Schwa-r-zenberg 5, wysiadła i wydała polecenie, by oczekiwano na nią przed drogerią na rogu Ringstrasse. Chwilę później zagadnął ją jakiś mężczyzna i podał hasło. Maria bez słowa wręczyła mu kasetkę.

„Czy kiedykolwiek rozmawiała pani o tej kasetce?” – zapytał nieznajomy.
„Nigdy” – odparła hrabina Larisch.
„Czy »on« wyjawił Pani tajemnicę?”
„Nie, nic mi o tym nie wiadomo”.
„I tak jest lepiej, inaczej Pani życie mogłoby być zagrożone… Nie ma Pani pojęcia,
kim jestem?”
„Nie”.

Wówczas nieznajomy zdjął z głowy kapelusz i spojrzał na hrabinę. Ta cofnęła się. „Wasza Cesarska Wysokość!” – wykrzyknęła. Nieznajomym okazał się arcyksiążę Jan Salwator z Toskanii*. Tak hrabina Maria Larisch opisała przekazanie tajemniczej kasetki, kontynuując: „Przypomniała mi się bliska przyjaźń, jaka łączyła go z następcą tronu. Słyszałam także, że arcyksiążę był w złych stosunkach z cesarzem i że prawdopodobnie wkrótce miał opuścić Austrię”. Według hrabiny arcyksiążę Jan dał jej owego wieczora do zrozumienia, że gdyby cesarz Franciszek Józef poznał zawartość kasetki, postawiłby następcę tronu przed sądem wojskowym, a wtedy Rudolf zostałby skazany za zdradę stanu i rozstrzelany. Arcyksiążę uprzedził jedynie bieg wypadków.
* Najmłodszy syn Leopolda II, arcyksięcia Toskanii, stryj Franciszka Salwatora, narzeczonego, a później męża najmłodszej córki cesarskiej pary, Marii Walerii.
Na pożegnanie Jan Salwator stwierdził, że on także umrze, pozostając jednak przy życiu, gdyż znudziła go błahość własnego życia i chce rozpocząć zupełnie nowe. Tak też się stało. Wkrótce arcyksiążę Jan Salwator wyrzekł się wobec cesarza swego tytułu, rangi wojskowej oraz wszelkich przysługujących mu praw i jako Jan Orth (od nazwy swego zamku Orth pod Gmunden) wyruszył w podróż do Ameryki Południowej.
Jego żaglowiec zatonął podczas sztormu w pobliżu przylądka Tres Puntas w lipcu 1890 roku. Rok później uznano Jana za zmarłego*. Poprzez swoją opowieść, która choć prawdopodobnie prawdziwa wydaje się
jednak nieco przesadzona, hrabina Maria Larisch starała się udowodnić, że za szaleńczym dziełem Rudolfa krył się przede wszystkim polityczny spisek. Powód jej działania jest oczywisty. Hrabinie chodziło o odwrócenie uwagi od jej współudziału w tragedii. Cesarz i cesarzowa po śmierci Rudolfa uznali swą kuzynkę za persona non grata, a ona później wielokrotnie, lecz bez efektów, próbowała doprowadzić do pojednania. Niemniej jednak żaden spisek z całą pewnością nie był powodem tragedii w Mayerlingu. Nawet gdyby taki spisek w ogóle miał miejsce, byłby tylko jednym z wielu czynników, które doprowadziły następcę tronu naddunajskiej monarchii do aktu rozpaczy. Przyczyny katastrofy w Mayerlingu nie miały charakteru politycznego, lecz psychopatyczny. Rudolf dokładnie zaplanował swoją śmierć i konsekwentnie dążył do osiągnięcia zamierzonego celu. Jednak ponieważ nigdy nie było wiadomo, czy jest trzeźwy, czy też pod wpływem morfiny, nikt nie traktował go już poważnie. To jeszcze bardziej pogłębiło jego izolację, tak że w końcu oddawał się już tylko dwóm przyjemnościom: polowaniu i zaspokajaniu popędu płciowego. Po powrocie z wypoczynkowego rejsu cesarskim statkiem „Gryf” po Adriatyku Stefania z przerażeniem stwierdziła: „Jakże się przestraszyłam, gdy znów zobaczyłam arcyksięcia. Jego upadek był tak zaawansowany, że stał się widoczny również w jego wyglądzie. Arcyksiążę strasznie się postarzał, jego cera była blada i ziemista, spojrzenie
* Jeszcze w 1889 roku Jan Orth poślubił w Londynie tancerkę wiedeńskiej opery Ludmiłę (Liii) Stubel, która towarzyszyła mu na pokładzie statku. Jana Ortha, dawnego arcyksięcia Jana Salwatora, oficjalnie uznano za zmarłego dopiero w 1911 roku, ponad dwadzieścia lat po morskiej katastrofie.

rozbiegane, a rysy twarzy zupełnie odmienione. Jakby jego rysy straciły podparcie, które dawała im jego wola, jakby rozpadały się od wewnątrz. Poczułam głębokie współczucie, a jednocześnie strach: do czego doprowadzi takie zniszczenie?”. Wygląda na to, że arcyksiążę Rudolf już w marcu 1887 roku zdecydował się pożegnać z życiem. Z tego okresu pochodzi złożony w cesarsko-królewskim urzędzie marszałka nadwornego testament następcy tronu, w którym Rudolf- jak z sarkazmem zauważyła arcyksiężna Stefania – dysponuje kwotami, jakich nigdy nie posiadał.
Testament
Niniejszy testament sporządziłem własnoręcznie w całkowitej przytomności umysłu i najuniżeniej proszę Jego Cesarski i Królewski Apostolski Majestat, by łaskawie zachciał przyjąć na siebie trud zostania wykonawcą niniejszego testamentu, a także by przejął opiekę nad moją córką Elżbietą. Jedyną spadkobierczynią mojego ruchomego jak i nieruchomego majątku czynię moją córkę Elżbietę; swojej żonie Stefanii przyznaję prawo dożywotniego użytkowania wspólnego majątku. W przypadku ponownego zamążpójścia mojej żony prawo to wygasa i przechodzi na moją córkę. W przypadku zamążpójścia mojej córki prawo użytkowania zostanie podzielone. Dalej postanawiam: 10.50 000 guldenów pozostawiam kierownikowi mojego sekretariatu pułkownikowi von Spindlerowi, a w przypadku jego zgonu jego synowi lub jego córce, gdyby ten już nie żył. 11.20 000 guldenów pozostawiam ochmistrzowi hrabiemu Carlowi Bombellesowi; gdyby już nie żył, kwota ta przypada jedynej spadkobierczyni. 12.30 000 guldenów zostanie wedle uznania i wskazówek mojej żony rozdzielone pomiędzy tych moich służących, podawaczy*, stajennych i wszystkich członków personelu myśliwskiego

* Podawacz – pomocnik myśliwego, który dba o jego broń, a w trakcie polowania podaje mu ją gotową do oddania strzału.

w Lesie Wiedeńskim, Gorgony, Laxenburgu i Łęgach Naddunajskich, o których wiem, że służyli mi wyjątkowo dobrze. 13.Wielką skrzynię z akwarelami [prezent ślubny od wiedeńskich przemysłowców] zapisuję zbiorom dworskim. 14.Posiadana przeze mnie broń biała oraz nowoczesna broń myśliwska, a także wszystkie moje myśliwskie trofea zostaną wedle wskazówek mojej żony rozdane jako upominki moim znajomym i krewnym; to, co pozostanie, zapisuję służącym i podawaczom. 15.Wszystkie swoje psy myśliwskie i pokojowe zapisuję moim myśliwym i podawaczom, a także personelowi w Lesie Wiedeńskim i Łęgach Naddunajskich. 16.Wszystkie moje ubrania, bieliznę, buty zapisuję swoim służącym. 17.Swoje zbiory przyrodnicze zapisuję wiedeńskim instytucjom edukacyjnym, wedle uznania mojej żony. Nakazuję także, by dzierżawy terenów łowieckich w Górgłny Szt. Imre, Liptau i Lesie Wiedeńskim zostały po mojej śmierci niezwłocznie wypowiedziane, podobnie po usunięciu moich rzeczy dzierżawa zamku Gbrginy Szt. Imre. Moje biurka w Wiedniu i Laxenburgu zostaną otwarte w obecności mojej żony przez szefa sekcji ministerstwa spraw zagranicznych pana Ladislausa von Szógyśnyi-Maricha, a dokumenty wedle jego uznania zniszczone lub zachowane. Swoim podpisem i pieczęcią potwierdzam, że jest to własnoręcznie spisane przeze mnie rozporządzenie mojej wolnej woli.
Wiedeń, 2 marca 1887

Następca tronu arcyksiążę Rudolf,
feldmarszałek-lejtnant

Rudolf, podobnie jak jego ojciec, nie znał się na liczbach i pieniądzach. A przy tym na swoje utrzymanie wydawał ogromne kwoty. Niektórzy historycy po analizie rachunków arcyksięcia dochodzili wręcz do wniosku, że popełnił samobójstwo z powodu swojej beznadziejnej sytuacji finansowej. To oczywiście przesada. Faktem natomiast jest, że związek z Mizzi Caspar kosztował następcę tronu bardzo dużo. Rudolf już w 1887 roku kupił swojej ukochanej trzypiętrową kamienicę przy Heumuhlgasse 10, która służyła im jako schronienie podczas wspólnie spędzanych godzin. Według danych „Cesarsko-Królewskiego Instytutu Agentów Policji” kamienica ta kosztowała 60 tysięcy guldenów. Arcyksiążę w momencie jej nabywania sumy takiej nie posiadał, lecz w podobnych sytuacjach mógł liczyć na pomoc swojego przyjaciela Moritza von Hirscha, bankiera i finansisty, który swoje usługi oferował przede wszystkim arystokracji. Kontakty i dyskrecja zapewniły mu dostęp do najwyższych europejskich kręgów i już w 1869 umożliwiły uzyskanie drogą kupna tytułu barona. W momencie śmierci arcyksiążę był ponoć winien Hirschowi 300 tysięcy guldenów. Ten dług i inne zaległości Rudolfa zostały po jego śmierci bez słowa spłacone przez cesarza Franciszka Józefa. Według akt tajnych służb Mizzi Caspar otrzymała w czerwcu 1888 roku gotówką 80 tysięcy guldenów, nie ma natomiast wskazówek co do tego, na co je spożytkowała. Biżuteria (głównie od jubilera Rutzky’ego przy Mehlmarkt), którą Rudolf obdarowywał swoją konkubinę w zamian za świadczone przez nią usługi, była w sumie warta 50 tysięcy guldenów. W znalezionej w biurku Rudolfa kopercie z napisem „100 000 guldenów dla Mizzi Caspar” znaleziono jedynie 30 tysięcy guldenów. Razem daje to 230 tysięcy guldenów, czyli w przeliczeniu ponad półtora miliona euro. Podobnie jak arcyksiężna Stefania, Mizzi Caspar niezbyt przejęła się śmiercią następcy tronu. Mizzi nigdy Rudolfa nie kochała i, jak już wspomniano, swój związek z nim traktowała jak interes. Wkrótce po tragedii w Mayerlingu wyruszyła w podróż do Paryża. W Wiedniu plotkowano, że po utracie arcyksięcia Rudolfa zagięła parol na króla Włoch Umberta. Być może jednak plotkę tę celowo rozpuszczała rajfurka Wolf, by wywindować cenę swojej podopiecznej. Trzy lata po śmierci Rudolfa Mizzi sprzedała kamienicę przy Heumtihlgasse 10. Urodziła dziecko, ale nigdy nie wspomniała, kto jest jego ojcem. Zmarła w wieku czterdziestu dwóch lat w dniu 29 stycznia 1907 roku w swoim mieszkaniu przy Paniglgasse 19 położonym niedaleko swej dawnej kamienicy. Oficjalną przyczyną jej śmierci było „stwardnienie rdzenia kręgowego”, ale tak naprawdę chorowała na kiłę, którą zaraziła także arcyksięcia Rudolfa. Rudolf wiedział, że jest chory na syfilis. Niemniej jednak zakładanie, że to świadomość choroby skłoniła go do samobójstwa, byłoby równie błędne, co doszukiwanie się przyczyn tragedii w trudnej sytuacji finansowej arcyksięcia. Wszystkie
te elementy to jedynie fragmenty mozaiki, jaką tworzył jego stan psychiczny. Żona Rudolfa Stefania pisała: „Źródło całego późniejszego nieszczęścia tkwiło już w wychowaniu arcyksięcia, w trenowaniu go na cesarza, tak jak szkoli się rekruta na żołnierza. Nie miał możliwości poznawania, studiowania. Zapomniano o jednym, że dla młodego człowieka najważniejsze jest kształtowanie duszy”. Jeśli chodzi o zamordowanie Mary Vetsera, to zarówno ów czyn, jak i jego skutki nie przydają chwały rodowi Habsburgów. Cesarz Franciszek Józef i cesarzowa Elżbieta zbyt łatwo uporali się z tym, co się stało. Z taką samą łatwością poradzili sobie wcześniej z wychowaniem arcyksięcia. Cesarzowa Elżbieta ograniczyła się do noszenia czarnych strojów aż do swojej śmierci, a cesarz do spłacenia długów syna oraz przebudowy Mayerlingu w kaplicę z klasztorem. Sami nie poczuwali się do winy; wręcz przeciwnie, uważali, że mogą ją przypisać hrabinie Larisch i matce Mary, Helenie Vetserze. Zgodnie z życzeniem cesarskiej pary nikt nie powinien dowiedzieć się, że jego książęca mość, następca tronu naddunajskiej monarchii przez popełnieniem samobójstwa zamordował
swoją siedemnastoletnią kochankę. W celu zatuszowania skandalu dwór miał prawo użyć wszelkich środków. Nazwisko Mary Vetsery stało się tabu i nie wolno było go wymieniać. W odniesieniu do wydarzeń w Mayerlingu austriackie gazety poddano cenzurze, a zagraniczne jeszcze
do roku 1918 kontrolowano i konfiskowano, jeśli cenzorzy znaleźli w nich relacje o arcyksięciu Rudolfie i Mary Vetserze. Świadków samej tragedii nie było, a ci świadkowie, którzy znali jej najbliższe okoliczności, albo zostali hojnie wynagrodzeni za milczenie (fiakier Bratfisch i służący Loschek), albo potępieni i wygnani (matka Mary, Helena Vetsera i hrabina Maria Larisch). I choć w czasach monarchii austro-węgierskiej
aż roiło się od rozmaitych plotek, tylko bardzo wąskie grono uprzywilejowanych osób wiedziało, co naprawdę stało się w zamku Mayerling. Zadanie uporania się z tą nieprzyjemną sprawą cesarz Franciszek Józef zlecił swemu przyjacielowi hrabiemu Eduardowi Taaffemu, pełniącemu funkcję premiera. Taaffe spełnił żądanie władcy z zadziwiającym spokojem i opanowaniem. Zastrzelenie młodej Mary Vetsery przez arcyksięcia Rudolfa nosiło wszelkie znamiona morderstwa i zgodnie z prawem powinno zostać zgłoszone, a następnie podlegać sądowemu dochodzeniu. W ten sposób tragedia w Mayerlingu stałaby się sprawą publiczną, więc aby do tego nie dopuścić, prawdziwy przebieg wydarzeń musiał zostać sfałszowany. To stanowiło kolejny czyn karalny, lecz kto miałby złożyć skargę? Po znalezieniu obu ciał około godziny ósmej rano 30 stycznia 1889 roku (Rudolf zamknął drzwi, a Loschek, gdy nikt nie odpowiadał na jego pukanie, utorował sobie drogę za pomocą siekiery) służący zawołał na pomoc hrabiego Hoyosa, który nocował w Mayerlingu, oraz księcia Coburga, który dopiero co powrócił z Wiednia. Gdy zorientowali się, co wydarzyło się w nocy, starali się przede wszystkim uniknąć skandalu, czyli ukryć prawdę. Nie powinno być żadnych świadków, nawet wśród zamkowej służby. W tym celu Loschek zamknął oboje drzwi, od strony ogrodu-oraz zamku, prowadzące do przedpokoju, z którego przechodziło się do małej służbówki kamerdynera oraz dużej, kwadratowej i mierzącej ponad czterdzieści metrów sypialni arcyksięcia. Obydwa ciała znajdowały się na stosunkowo wąskim łóżku stojącym zagłówkiem przy ścianie pomiędzy umywalką a stolikiem nocnym po lewej stronie od drzwi. Pierwsze działanie wspomnianych panów dotyczyło usunięcia ciała Mary. Zdecydowali się przenieść je tymczasowo do sąsiedniego pokoju kamerdynera Loschka. Położyli tam Mary na łóżku stojącym po prawej stronie drzwi, przykryli ubraniami służącego, a następnie zamknęli i zaryglowali drzwi. Dopiero wtedy powiadomili innych o śmierci arcyksięcia Rudolfa. Nawet powołana komisja dworska zajmowała się najpierw tylko śmiercią i ciałem następcy tronu. Transport zwłok powierzono pewnej firmie pogrzebowej z Baden.Przedsiębiorca pogrzebowy Niesl musiał postawić naprędce wyszykowaną trumną w przedsionku prowadzącym do przedpokoju. Loschek, Hoyos i członkowie komisji śledczej podjęli się przeniesienia ciała Rudolfa do tymczasowej trumny, w której miało zostać przewiezione do Wiednia, do Hofburgu. Wszystko przeprowadzono tak dyskretnie, że nawet obecna na miejscu służba zamkowa nie zauważyła, co się naprawdę wydarzyło. Ale w zamku Mayerling wciąż pozostawało ciało Mary. Pamięć o wypadkach
związanych ze śmiercią bawarskiego króla Ludwika II, kiedy to nieumiejętna polityka informacyjna spowodowała powstawanie coraz gorszych plotek, sprawiła, że dwór nadał sprawie baronówny Vetsery pierwszy stopień utajnienia. Usunięcie cała Mary było zorganizowane lepiej niż państwowa uroczystość pogrzebowa następcy tronu. Podczas gdy ciało Rudolfa spoczywało w wiedeńskim Hofburgu, dr Heinrich Slatin, sekretarz urzędu marszałka nadwornego, otrzymał polecenie udania się do zamku Mayerling wraz z lekarzem przybocznym Rudolfa, dr. Franzem Auchenthalerem, w celu „usunięcia zwłok kobiety”. Dr Slatin: „Było mi wiadome, że wykonanie tego polecenia nie będzie zgodne z przepisami prawa”. Jednocześnie do Mayerlingu przybyli opiekun i wuj Mary, Aleksander Baltazzi, oraz maż jej ciotki, hrabia Georg Stockau. Wszyscy razem weszli wieczorem 31 stycznia 1889 roku, czyli niemal dwie doby po śmierci Mary, do zamkniętego dotąd pokoju służbowego kamerdynera Loschka. Sporządzony przy tej okazji protokół nie odzwierciedlał prawdy, jednak ponieważ podpisał go urzędnik dworskiego sądu, służył jako podstawa dalszych działań. Slatin
został poinformowany o prawdziwym stanie rzeczy przez szefa policji Kraussa oraz premiera Ta-affego, a jego zadaniem było w sposób możliwie najdyskretniejszy pozbyć się zwłok Mary Vetsery. Matka Mary, Helena Vetsera, mogłaby tylko przeszkadzać. Jako opiekun Mary Baltazzi mógł zgodnie z prawem decydować, gdzie powinna zostać
pochowana. Oto treść protokołu:

Protokół z dnia 31 stycznia 1889 roku
Sporządzony przez przedstawiciela urzędu nadwornego marszałka Jego Cesarsko- Królewskiego Apostolskiego Majestatu w zamku niegdyś’Jego Cesarsko-Królewskiej Wysokoici Następcy Tronu Arcyksięcia Rudolfa w Mayerling. W dniu dzisiejszym W obecności Rankiem w dniu 30 stycznia 1889 na terenie gminy Mayerling znaleziono zwbki kobiety. Dr FranzAuchenthaler bez cienia wątpliwości stwierdził samobójstwo przy
użyciu broni palnej (Rozp. Min. z28 stycznia 1885, Dz. U. 26:3). Na lewej kości skroniowej znajduje się długa na 5 cm i szeroka na 3 cm wyrwa w powłoce ciała, wokół której włosy zostały osmalone. Jest to więc miejsce wlotu pocisku. Pocisk przebił się przez cały mózg i wyszedł 2 cm nad zewnętrzną częścią prawego przewodu słuchowego, pozostawiając wąski i kanciasty otwór wylotowy. Koki wokół otworu wbtowego i wylotowego są strzaskane na drobne kawałki, podobnie jak sklepienie
czaszki. Innych obrażeń nie stwierdzono. Rana była z całą pewnością śmiertelna, a śmierć nastąpiła natychmiast. Na plecach i dolnych kończynach znajduje się wiele plam martwiczych. Obecni hrabia Georg Stockau oraz pan Aleksander Baltaz-zi rozpoznali, że jest to ciało ich siostrzenicy, urodzonej 19 marca 1871 roku w Wiedniu baronówny Marii
Aleksandryny Vetsery, córki nieżyjącego barona Albina Vetsery oraz baronowej Heleny Vetsery, z domu Baltazzi. W związku z powyższym na prośbę przedstawiciela rodziny hrabiego Stockau ciało zostanie zabrane, a niniejszy protokół przekazany władzom w celu dalszego postępowania urzędowego.Dr Heinrich Slatin, sekretarz urzędu nadwornego marszałka Jego Cesarsko-Królewskiego Apostolskiego Majestatu Dr Franz Auchenthaler, cesarsko-królewski lekarz przyboczny Hrabia Georg Stockau Aleksander Baltazzi

Najzwyklejsza analiza kryminalistyczna obaliłaby powyższy protokół. Fałszerze przeoczyli w pośpiechu pewien istotny fakt: osoby praworęczne nie trzymają broni w lewej ręce. Mary była praworęczna, jednak według protokołu wlot kuli znajduje się po lewej stronie jej czoła. Mimo to wszystkie sporządzone później dokumenty urzędowe odnosiły się do tego właśnie budzącego wątpliwości protokołu, nawet wystawione przez ojca Malachiasza Dedića świadectwo zgonu do parafialnego rejestru zgonów parafii Heligenkreuz w dekanacie Baden archidiecezji wiedeńskiej. Jako „miejsce zgonu” podano „Mayerling w parafii Alland”, jako „rodzaj śmierci” – „według urzędowego zgłoszenia zgonu rana postrzałowa”, jako „miejsce pochówku” – „cmentarz parafialny w Heiligenkreuz”, a w „uwagach” napisano: „za zgodą cesarsko-królewskiej administracji okręgu Ba-den (…) przewiezione tutaj celem pochówku”. Trudno byłoby o bardziej cyniczny komentarz. W rzeczywistości w nocy z 31 stycznia na 1 lutego 1889 roku sytuacja była następująca: Loschek, Stockau i Baltazzi próbowali ubrać ciało Mary, które zdążyło już ulec pośmiertnemu stężeniu. „Wujowie założyli Mary bieliznę i gorset, naciągnęli jedwabne pończochy i włożyli delikatne pantofelki, a potem ubrali ją w tę piękną suknię, którą miała na sobie owego nieszczęsnego dnia w Hofburgu. Na głowę założyli jej kapelusz i opuścili woalkę, a potem posadzili ją na krześle, żeby odpocząć, zanim otulą ją płaszczem z filtra foki”. Tak w swoich wspomnieniach opisuje ową nocną scenę na zamku Mayerling hrabina Larisch, podkreślając, że opiera się na relacjach naocznych świadków. I kontynuuje: „Ta ostatnia toaleta Mary Vetsery była prawdziwą torturą dla obu mężczyzn. A gdy właśnie chcieli nałożyć jej płaszcz, głowa Mary ciężko opadła na jej pierś. Oczywiście w takiej pozycji nie mogli jej nigdzie przewieźć. Policjant od razu wiedział, co zrobić. Przyłożył do pleców martwej dziewczyny laskę i chusteczką przywiązał ją do jej szyi. Hrabia Stockau i Aleksander Baltazzi naciągnęli na Mary futro i podnieśli jej ciało z krzesła. Wzięli ciało swojej siostrzenicy między siebie i wynieśli je, pół wlokąc z pokoju, potem słabo oświetlonym korytarzem i główną klatką schodową aż do czekającego na
nich powozu. Martwą Mary posadzono na tylnym siedzeniu, a jej wujowie zajęli miejsca naprzeciwko. Hrabia Stockau opowiadał mi, że wstrząsy powozu wielokrotnie rzucały ciałem Mary w jego stronę, i skarżył się, że tak bliski kontakt ze zmarłą podczas tej okropnej podróży był po prostu nie do zniesienia”. W tym samym czasie w opactwie cystersów w Heiligenkreuz spotkali się administrator okręgu Ernst Oser, młody praktykant w urzędzie namiestnika dr Albert NovotnyManagetta oraz trzech komisarzy wiedeńskiej dyrekcji policji, Joseph Wyslouzil, Johann
Habrda i Gorup von Beza^iez w celu wtajemniczenia opata Heinricha Griinbecka, skarbnika klasztoru Albericha Wilfinga, oraz przeora kolegiaty parafialnej Malachiaza Dedića w planowany pochówek wysoko postawionej samobójczyni. Powołanie się na szczególne życzenie Jego Apostolskiego Majestatu cesarza Franciszka Józefa zmiękczyło serca pobożnych braciszków i zamknęło im usta, tak że nie dopytywali się o powody konieczności działania po nocy i w tajemnicy. Opat Griinbeck zgodził się nawet na to, by klasztorny cieśla w pośpiechu zbił drewnianą skrzynię wielkości trumny i przygotował wióry do wypełnienia miejsca ostatniego spoczynku nieboszczki. Następnie prowizoryczną trumnę przeniesiono na położony na wzniesieniu cmentarz parafialny Heiligenkreuz, gdzie przy świetle latarni grabarz Johann Eder już od jakiegoś czasu z trudem wykopywał dziurę w zamarzniętej ziemi przy cmentarnym murze.Po godzinie 22.00 do klasztoru w Heiligenkreuz przyszedł telegram informujący o rychłym przybyciu zwłok oraz trasie powozu przez Sattel-bach. Zgodnie z ustaleniami nadkomisarz Habrda wyszedł przybywającym naprzeciw i poprowadził ich na cmentarz najkrótszą drogą obok wsi. Grabarz Eder na wykopanie grobu potrzebował więcej czasu niż szacowano, w związku z czym ciało Mary musiało zostać tymczasowo złożone w cmentarnej kaplicy znajdującej się przy bramie wjazdowej. Baltazzi uciął kosmyk włosów Mary na pamiątkę dla matki, a ponieważ nie było żadnej poduszki, na której można by oprzeć jej głowę, zmiął swój kapelusz i podłożył pod głowę siostrzenicy. Potem wieko prowizorycznej trumny zabito gwoździami. Już świtało, lecz Eder wciąż jeszcze nie wykopał dostatecznie głębokiego dołu. Udało mu się to dopiero około dziewiątej rano. Trumnę opuszczono do grobu, a wszyscy obecni pomagali w zasypywaniu go bryłami
zamarzniętej ziemi. O godzinie 10.10 do wiedeńskiego prezydium policji przyszedł telegram z agencji pocztowej w Heiligenkreuz. Jego treść składała się z dwóch słów i podpisu: „Wszystko załatwione. Habrda”. Problem Mary Vetsery został usunięty, a honor domu Habsburgów przywrócony. Czy na pewno? Zatuszowanie tragedii w Mayerlingu okazało się brzemienne w skutki, gdyż nawet dziś, po wielu latach, aż roi się od rozmaitych przypuszczeń, co tak naprawdę wydarzyło się w myśliwskim zamku arcyksięcia 30 stycznia 1889 roku. Przede wszystkim jednak tragedia w Mayerlingu stała się brzemieniem na całe życie dla trzech kobiet: żony Rudolfa Stefanii, matki Mary Heleny Vetsery oraz hrabiny Marii Larisch. Najlepiej poradziła sobie z tym problemem zdradzana żona. Wygląda na to, że nie miała pojęcia o wieloletnim związku Rudolfa z Mizzi Caspar, w każdym razie nigdy oficjalnie się do tego romansu nie odniosła. Inaczej niż w przypadku Mary Vetsery. Dziesięć lat przed swoją śmiercią we wspomnieniach pod tytułem Miałam zostać cesarzową znalazła dla baronówny Vetsery niezwykle ciepłe słowa. Być może ich napisanie ułatwiło jej to, że od tragicznych wydarzeń minęło już ponad dwadzieścia pięć lat, a być może zrozumiała, że bez Mayerlingu i panny Mary jej życie wyglądałoby zupełnie inaczej i z pewnością nie byłoby tak szczęśliwe, jak to, które prowadziła ze swym drugim mężem, księciem Elemerem von Lónyay. Stefania pisała o Mary Vetserze: „Wygląda na to, że arcyksiążę już od dawna nosił się z zamiarem pożegnania się z życiem w czyimś towarzystwie. Ponieważ nie znalazł nikogo, kto chciałby się poświęcić, wykorzystał namiętność Mary Vetsery i zwrócił się do niej ze swą straszliwą prośbą. Mary była mu ślepo posłuszna. Miała typową dla Orientu urodę, w Wiedniu było wiele dużo bardziej pociągających kobiet o naprawdę wyjątkowej urodzie, a
arcyksiążę był przyzwyczajony do tego, że nie oprze mu się żadna niewiasta. Nie kochał Mary, była dla niego tylko jedną z wielu. Ona natomiast kochała go szczerze i w obliczu nieprzewidzianych konfliktów, jakie musiały z tego wyniknąć, z radością podążyła z nim w objęcia śmierci. Niech potwierdzenie, że miłość Mary Vetsera do arcyksięcia była głęboka i szczera, będzie kwiatem, który ja, zdradzona żona, składam jako symbol mojego przebaczenia na grobie tej biednej, zaślepionej uczuciem dziewczyny”. Zachowanie Stefanii po samobójstwie Rudolfa nie pozostawiało żadnych wątpliwości, że w najmniejszym stopniu nie opłakuje śmierci następcy tronu, a nawet można było przypuszczać, że tragedia w Mayerlingu była dla niej wybawieniem. Na wiedeńskim dworze oraz w kręgach arystokratycznych brano jej to oczywiście za złe, przypisując taką postawę byłej arcyksięż-nej niesławnemu postępowaniu Rudolfa. Nikt nie wiedział, że Stefania od roku jest śmiertelnie zakochana. Tylko jedna osoba została wtajemniczona, była nią siostra Stefanii Ludwika von Sachsen-Coburg-Gotha. W swoich listach nazywała swego wybranka „Hamletem”. „Ofelia” poznała swojego „Hamleta” podczas kuracji zdrojowej w Abbazii (dziś Opatja*), a być może nawet już w 1887 roku podczas wspólnej z Rudolfem podróży do Galicji. W każdym razie zakochani spotykali się od tej pory w Abbazii tak często, jak tylko mogli. Na zaledwie cztery tygodnie przed śmiertelnymi

* Jedno z największych chorwackich uzdrowisk położone nad Adriatykiem w północno-zachodniej części kraju, zwane wówczas stolicą „austriackiej Riwiery”.

strzałami w Mayerlingu Stefania pisała do swojej siostry Ludwiki: „Pogoda jest tutaj wspaniała, powietrze wyborne, morze przepiękne, a życie pełne uroku… coraz większa ochota, by pozostać w Abbazii, koszmarny strach przed powrotem, miłość do tego miejsca podwójna, a tęsknota za »Hamletem« nie do opisania… zaczynam tracić rozum”. W owym czasie, a także jeszcze wiele miesięcy po śmierci Rudolfa, Ludwika służyła jako posłaniec przekazujący wiadomości i miłosne wyznania pomiędzy zakochanymi. Siostry pisały do siebie listy po francusku, a jedynym niemieckim słowem, jakiego użyła w nich Stefania, była tęsknota, tęsknota za „Hamletem”. Kim był ów „Hamlet”? Nazywał się Artur Potocki, pochodził z hrabiowskiego rodu i zamieszkiwał liczne
zamki w położonej po północnej stronie Karpat Galicji należącej wówczas do AustroWęgier*. Hrabia Potocki był osiem lat starszym od Rudolfa wdowcem z dwoma małymi córkami – nie wyglądał więc na idealnego kochanka dla rozczarowanej kobiety. Jednak swym urokiem, którego współcześni mu nie odmawiali, potrafił tak oczarować byłą arcyksiężnę, że niemal straciła dla niego głowę, w każdym razie robiła wszystko, by się z nim spotkać. A nie było to łatwe w okresie żałoby, podczas którego Stefanię uważnie obserwowano, gdziekolwiek się nie pojawiła. Dla Stefanii było prawdziwą tragedią, gdy dowiedziała się, że jej „Hamlet” cierpi na nieuleczalną chorobę: raka płuc. „Moje serce krwawi”, pisała do swojej siostry. I choć zdawała sobie sprawę z beznadziejności sytuacji, drżała o ukochanego: „Każdy telegram, każde otwarcie drzwi, gdy przynoszą mi gazety, sprawia, że serce skacze mi do gardła…”. Najgorsze w całej tej sytuacji było to, że nie mogła okazać swojego strachu i bólu. Ponad rok męczyła się zupełnie sama ze swoimi uczuciami. 26 marca 1890 roku hrabia Artur Potocki zmarł w swoim pałacu w Krzeszowicach pod Krakowem. Byłej arcyksiężnej odmówiono możliwości uczestniczenia w pogrzebie. „Wysłała wieniec ozdobiony białymi różami i czerwonymi kameliami. W pierwszą rocznicę śmierci Rudolfa Stefania demonstracyjnie przebywała poza Wiedniem. Po zakończeniu żałoby po mężu „Jej Cesarsko-Królewska Wysokość Arcyksiężna-Wdowa” – tak brzmiał tytuł Stefanii nadany jej osobiście przez cesarza – większość swego czasu spędzała w podróżach.

* Hrabia Artur Potocki był konserwatywnym politykiem galicyjskim, działaczem gospodarczym i członkiem licznych organizacji społecznych. Urodził się i zmarł w rodzinnym majątku w Krzeszowicach, 30 km na zachód od Krakowa.

Stefania mogła sobie na nie pozwolić dzięki 100 tysiącom guldenów od wiedeńskiego dworu oraz kolejnym 50 tysiącom z kasy swego ojca, króla Belgii Leopolda. Podczas jednej ze swych podróży Stefania poznała mężczyznę, o którym pisała: „od błogosławionej godziny naszego spotkania nigdy nie przestał obdarzać mnie najczystszym i najdoskonalszym szczęściem poprzez swoją wielkoduszność, szlachetność, wielki talent oraz wzruszającą troskę”. Te pełne uniesienia słowa z pamiętnika Stefanii dotyczą jej drugiego męża, księcia Eiemćra von Lónyay*. Zaskakujące jest, że cesarz Franciszek Józef wyraził zgodę na to małżeństwo, gdyż hrabia Elemćr z całą pewnością nie dorównywał stanem arcyksiężnej-wdowie, a co gorsza był kalwinem. Cesarz nadał mu tytuł hrabiowski ledwie cztery lata wcześniej. Elemćr był uczonym prawnikiem, działał w służbie dyplomatycznej Austro-Węgier, między innymi w Bukareszcie, Rzymie, Londynie, Petersburgu i Paryżu. Obdarzony był ponoć ujmującym wyglądem. Rodzice Stefanii byli przeciwni kandydatowi z niższego stanu, a Leopold zredukował nawet przyznane córce apanaże. Cesarz Franciszek Józef także stawiał pewne warunki (na przykład córka Stefanii, „Erzsi”, cesarska wnuczka, nie mogła uczestniczyć w uroczystości zaślubin w pałacu Miramare). Mimo wszystko ślub odbył się 22 marca 1900 roku. Wśród gości nie było ani jednego przedstawiciela dworu belgijskiego, ani członka rodziny cesarskiej z Wiednia. Uznano za hańbę, że kobieta, która niegdyś miała zostać cesarzową Austro-Węgier, zostaje zwyczajną hrabiną Lónyay. Państwo Lónyay zamieszkali w majątku Karlburg (węgierska nazwa Oro-szvar) w pobliżu Pressburga (Bratysławy). Okazali się niezwykle szczęśliwym małżeństwem.

Ofiarami tragedii w Mayerlingu z pewnością natomiast zostały matka Mary, baronowa Helena Vetsera oraz hrabina Maria Larisch. Na polecenie dworu baronowa Vetsera musiała jużv31 stycznia 1889 roku opuścić Wiedeń. Z dwójką swoich dzieci, Hanną i Ferym, pojechała porannym pociągiem do Wenecji. Stamtąd wróciła do Wiednia dopiero wiosną, by po raz pierwszy odwiedzić grób swojej zamordowanej córki. Kazała ekshumować zwłoki, przełożyć ciało z drewnianej skrzyni do trumny z miedzi i umieścić ją w przyzwoitym grobowcu. Grób Mary został splądrowany przez Rosjan w ostatnich dniach wojny w 1945 roku*.

* Elemćr, który pochodził ze starego rodu baranowskiego, księciem został dopiero w 1917 roku.

Baronowa Vetsera, której Wiedeń przypisywał winę za tragedię jej córki i arcyksięcia, usilnie starała się usprawiedliwić, jednak cesarska para odrzucała każdą prośbę o rozmowę. W związku z tym matka Mary swoje wyjaśnienie spisała i wydała drukiem. Publikacja baronowej została skonfiskowana, a ona sama wykluczona z towarzystwa. Zmarła w samotności w Wiedniu w 1925 roku. Również hrabina Maria Larisch nigdy nie uporała się z brzemieniem tragedii. Całe jej długie życie – a umarła w sędziwym wieku 4 lipca 1940 roku w klasztorze sióstr służebniczek w Augsburgu, mieście, w którym się urodziła – stało w cieniu wydarzeń w Mayerlingu. Winien temu był adresowany do niej list pożegnalny, jaki Mary Vetsera zostawiła na nocnym stoliku w sypialni Rudolfa. To krótkie pismo zostało doręczone hrabinie dopiero trzy tygodnie po tragedii, po analizie przeprowadzonej przez tajną policję, a jego treść była następująca:

Kochana Mario!
Wybacz mi cierpienie, jakie na Ciebie sprowadziłam. Serdecznie dziękuję Ci za wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Jeśli będzie Ci w życiu ciężko, a obawiam się, że tak właśnie stanie się po tym, co uczyniliśmy, pójdź za nami. To najlepsze, co możesz zrobić.
Twoja Mary.

List ten, napisany przez siedemnastoletnią baronównę w obliczu śmierci, można interpretować na różne sposoby. Cesarz Franciszek Józef i jego żona Elżbieta uznali, że fragment „tym, co uczyniliśmy” świadczy o spisku Mary i hrabiny Larisch, o tym, że hrabina wiedziała o planowanym morderstwie i samobójstwie i nie uczyniła nic, by zapobiec tragedii. Na wyraźne życzenie cesarza nie pozwolono hrabinie uczestniczyć w pogrze bie arcyksięcia, a Sisi nie zgodziła się zamienić z nią nawet jednego słowa, mimo że pani Larisch przez wiele lat była jej bliską powiernicą. Hrabina Larisch nigdy więcej nie zobaczyła cesarskiej pary, która niegdyś* z okazji jej ślubu podarowała jej całą wyprawę.

* Do kolejnej profanacji doszło w 1992 roku, gdy ciało Mary skradł z grobowca pewien fanatyk tragedii z Mayerlingu, prawdopodobnie w celu przeprowadzenia analizy kryminalistycznej. Po odzyskaniu zwłok rozpoczęto oficjalne badania, jednak nie ukończono ich, gdyż rodzina Baltazzi-Vetsera wycofała swoje wcześniejsze zezwolenie.

Pani Larisch na swój sposób mściła się za potępienie ze strony dworu, które tak bardzo utrudniało jej życie; publikowała problematyczne relacje prasowe i udzielała informacji o wewnętrznych sprawach, które powinna była zachować dla siebie. Uciekła z Wiednia na Riwierę, gdzie spędziła zimę ze swoim mężem hrabią Georgiem Larischem. Małżeństwo to rozpadło się, a o rozwodzie zdecydował 4 grudnia 1896 roku sąd cywilny w Monachium. Od tej pory Maria nosiła nazwisko Wallersee-Larisch (Wallersse było nazwiskiem, jakie obrała jej matka, aktorka Henrietta Mendel, po uzyskaniu szlachectwa). Już rok później stała się zwykłą mieszczką, gdy poślubiła Ottona Brucksa, byłego perkusistę berlińskiej opery, później puzonistę wiedeńskich filharmoników, a wówczas śpiewaka bawarskiej Opery Dworskiej. Pani Brucks opisała swoje drugie, trwające dwadzieścia lat małżeństwo następująco: „choć bez dziewięciopałkowej korony, za to z wzajemnym poszanowaniem”. Pan Brucks zmarł w roku 1916.

Pierwsza wojna światowa oraz światowy kryzys gospodarczy z lat dwudziestych doprowadziły panią Larisch, która od dawna utrzymywała się tylko dzięki pisaniu relacji z tragedii w Mayerlingu oraz kiczowatych powieści, do ruiny. W końcu zaczęła w Berlinie pracować jako pomoc domowa i spisała opowieść pt. Jak bratanica cesarzowej Sisi została pokojówką. Pewna amerykańska agencja prasowa postarała się o przedruk w jednej z nowojorskich gazet. Artykuł zrobił prawdziwą furorę, zwłaszcza że pani Larisch oferowała swoją ręką dowolnemu Amerykaninowi, który sfinansuje jej podróż za ocean. Zgłosił się pewien pośrednik handlu nieruchomościami belgijskiego pochodzenia z Melbourne na Florydzie. Sześćdziesięcioczteroletni William Meyers wysłał dwa bilety na statek linii Norddeutscher Lloyd dla Marii i jej syna Karla. Pan Meyers i pani Larisch wzięli ślub 2 września 1924 roku w Elizabeth w stanie New Jersey. Meyers był właścicielem dwóch sporych działek na wschodnim wybrzeżu Florydy, ale wówczas nie było na nie chętnych, więc państwo młodzi zamieszkali w drewnianej budzie z dwoma pokojami. Maria Meyers pisała dla amerykańskich wydawców opowieści o Mayerlingu. Z otrzymywanych honorariów utrzymywała męża. Po pół roku małżeństwo było w rozsypce, wszystkie pieniądze wydane, a pani Larisch musiała iść na żebry. 

Meyers był rozwodnikiem i nie miał nic poza byłą żoną i piątką dzieci, które musiał utrzymywać. Pani Larisch stwierdziła: „Traktuje się mnie jak psa!” i uciekła. Amerykańska organizacja charytatywna opłaciła jej podróż powrotną do Niemiec w 1929 roku. Świat nie usłyszał więcej o Williamie Herbercie Meyersie, którego żoną pozostawała aż do śmierci.

Maria Meyers osiadła w Augsburgu, poświęcając się niemal wyłącznie pisaniu artykułów, książek, audycji radiowych, scenariuszy. Nie trzeba chyba wyjaśniać, jakiemu tematowi poświęcona była cała jej twórczość.

Przetłumaczony list Rudolfa do Stefanii:

Kochana Stefanio!
Jesteś oswobodzona od mojej obecności i utrapienia; bądź szczęśliwa na swój sposób.
Bądź dobra dla Małej, bo jest jedyną, co pozostanie po mnie. Wszystkim Znajomym, zwłaszcza Bombelles’owi [ochmistrz Rudolfa], Spindlerowi [jego nauczyciel], Latour [jego wychowawca], Wowo [ukochana mamka Rudolfa, baronowa Charlotta von Welden], Giseli [starsza siostra Rudolfa], Leopoldowi [mąż Gizeli], etc. etc. przekaż moje ostatnie pozdrowienie.
Dążę spokojnie ku śmierci, która jako jedyna może uratować moje dobre imię.
Ściskam Cię najserdeczniej.
Twój kochający Rudolf.

 

 

   

Córka Rudolfa, Erzi

Dodaj komentarz